Około 40 ton tych sympatycznych stworzeń dostarczy do Francji dziewięć firm, prowadzących na Zamojszczyźnie skup winniczków.
- U nas najwięcej ślimaków mieszka na łączkach pod Białą Górą - mówi 51-letni Leszek Herda z Majdanu Górnego. - Zawsze je szanowaliśmy. Jak ślimak szedł spokojnie ścieżką, to się go delikatnie brało za skorupkę i odstawiało w trawę. Teraz urządza się na nie polowania. Ludzie zbierają je całymi koszami, upychają i gniotą. Żal na to patrzeć.
- Jest ślimak jest mały, to się go omdlałego i ledwo żywego wyrzuca w krzaki jak... śmiecia - denerwuje się inna mieszkanka tej miejscowości. - Długo takie zduszone niebożątko, ze złamaną muszlą raczej nie pożyje. Choć może lepsze to od pożarcia...
Służby wojewody lubelskiego zezwoliły w tym roku na skup 180 ton ślimaków. Na Lubelszczyźnie "zagłębiem” tych stworzeń jest powiat świdnicki oraz Roztocze. W tym roku nasze winniczki skupuje 9 firm z całej Polski. Za kilogram płacą złotówkę. Skupowane są tylko okazy, których średnica jest większa niż 33 mm. Nie wolno ich też zbierać w parkach narodowych i rezerwatach przyrody. - Ślimaki winniczki są pospolite i nie podlegają ochronie - mówi Krzysztof Czochra z Wydziału Środowiska i Rolnictwa LUW. - Nie chcemy jednak, aby ich populacja została wyniszczona. Dwa lata temu wydaliśmy pozwolenie na skup 250 ton, a teraz zmniejszyliśmy limity.
Firma Las Skwierzyna Gorzów specjalizuje się w skupie, przetwórstwie i skupie ślimaków oraz dziczyzny. Starała się w tym roku o pozwolenie na skup w naszym regionie 80 ton winniczków. Może zebrać o połowę mniej. - Mamy punkty na terenie całego województwa - mówi jej przedstawiciel Edward Molas. - Na Zamojszczyźnie ślimaki skupujemy w Rachaniach i Majdanie Górnym. Wiele osób, zbierając je po lasach może sobie w ten sposób dorobić do pensji.
Jak wygląda skup? Ślimaki dostarczane są żywe. - Po selekcji są wkładane do chłodni, z której nie mogą wyjść, choć próbują. Schładza się je do temperatury 2 do 4 st. C. W ten sposób są usypiane. Jest to sposób humanitarny - opwoiada Molas. Zapewnia, że ślimaki, które nie przejdą selekcji, wracają do lasu.
- Nie jestem pewna, że to wszystko jest humanitarne - denerwuje się Krystyna Pomarańska, zamościanka, członkini Lubelskiego Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt. - Ślimaki zbierane są po lasach jak jagody i upychane jeden na drugim. To są przecież żywe stworzenia. Na pewno cierpią. Na to nie można pozwalać. Dziwię się, że wydawane są takie zezwolenia.