Albo Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta, albo my. Tak sprawę stawia zarząd Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej w Hrubieszowie.
- To jakaś paranoja - krzywi się Józef Baczewski, prezes koła Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, które w Hrubieszowie działa od ośmiu lat. - Biednych nie można dzielić, a oni wysyłają do nas ludzi po oświadczenia, że na własną prośbę rezygnują z naszej pomocy. Nie mogę pojąć, dlaczego muszą się tu wypisać, żeby tam otrzymać pomoc.
Tam, czyli w Polskim Komitecie Pomocy Społecznej, który od półtora roku pomaga najuboższym mieszkańcom miasta. - W zeszłym roku otrzymaliśmy Banku Gospodarki Żywnościowej mąkę, mleko, ser żółty i topiony, ryż, makaron, cukier i kasze - informuje Roman Gumiela, zastępca prezesa zarządu miejskiego PKPS w Hrubieszowie. - Wydaliśmy 45 ton żywności. Z pomocy skorzystało 891 osób, część artykułów przekazaliśmy do stołówki Szkoły Podstawowej nr 3. Teraz potrzebujący zgłaszają się cukier i mleko.
Pod warunkiem, że na piśmie zrzekną się pomocy w konkurencyjnej organizacji. Po co? - Wszystko musi być rzetelnie udokumentowane - wyjaśnia Gumiela. - Nie da się ukryć, że wśród potrzebujących są osoby wyspecjalizowane w egzekwowaniu darów z różnych źródeł kosztem innych, którzy są w gorszej sytuacji materialnej. Dlatego trzeba się określić, gdzie chcemy korzystać z pomocy. My zabiegamy o żywność i ją sprowadzamy, więc niech towarzystwo też tak robi.
A nie robi? - W zeszłym roku z naszego wsparcia skorzystało blisko 200 rodzin, którym wydaliśmy artykuły spożywcze, odzież i obuwie. Może zdominowany przez SLD zarząd Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej kłuje w oczy, że jesteśmy organizacją katolicką? - zastanawia się Baczewski, szef LPR w powiecie hrubieszowskim. - Ale my nie patrzymy, czy po pomoc przychodzi katolik, niewierzący czy świadek Jehowy.
Według Gumieli, który stoi na czele Rady Miejskiej SLD w Hrubieszowie, nie ma to znaczenia. - Myśmy ich przytulili, jak stracili swoje pomieszczenia, a teraz oni zrobili nam paskudną przysługę i tylnymi drzwiami podebrali nam budynek przy stadionie.
Dlatego teraz podbieracie im podopiecznych? - Jeśli ktoś jest u Alberta, to niech tam działa i chodzi po pomoc, my chcemy tylko uporządkować "rynek podopiecznych” - wyjaśnia wiceszef komitetu.
Jak jest gdzie indziej? - My nie żądamy żadnych deklaracji - mówi ks. Andrzej Puzon, dyrektor Caritas Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej. - Przejrzystość przy udzielaniu pomocy jest potrzebna, ale trzeba uważać, by nie pogrzebać człowieka w potrzebie.