Policja przez pół roku szukała Łukasza W. z Hrubieszowa. W połowie grudnia zwłoki chłopca odnaleziono kilkaset metrów od jego domu. Teraz okazało się, że na miejscu tragedii zostały jeszcze kości ręki.
W połowie grudnia zwłoki nastolatka zauważyły dzieci, które jeździły na sankach w okolicach ul. Gródeckiej, niedaleko od jego domu. Szczątki wisiały na drzewie w pobliżu rzeki Huczwa. Były w stanie daleko posuniętego rozkładu. Rodzina Łukasza rozpoznała ubranie, w którym chłopiec wyszedł z domu. Były tam również klucze do mieszkania.
Już wówczas lekarz stwierdził, że nie odnaleziono wszystkich szczątków. Brakowało kości ręki.
Policjanci przeszukali miejsce znalezienia zwłok.
– Było tam wówczas dużo śniegu, ziemia była zmarznięta – tłumaczy Edyta Krystkowiak, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Hrubieszowie
Na początku stycznia ciotka chłopaka poszła w miejsce, gdzie znaleziono ciało. Zauważyła kości. Prokuratura zarządziła ponowne przeszukanie tego miejsca. Strażacy rozmrozili i zdjęli kilkucentymetrową warstwę ziemi. Znaleźli kolejne szczątki.
– To kości ręki, nie było ich wcześniej widać w zamarzniętej ziemi – tłumaczy Artur Kubik, prokurator rejonowy w Hrubieszowie. – Zostały zauważone, gdy przyszła odwilż.
Prokuratura zleciała badanie DNA, by się upewnić, że znalezione kości są szczątkami chłopca.
Policja prowadzi kontrolę wewnętrzną, która ma ustalić, czy poszukiwania 14-latka były prowadzone prawidłowo. Ma się zakończyć jeszcze w tym miesiącu.
– Poprosiliśmy o wyniki tej kontroli – dodaje prokurator Kubik.