Chcesz obejrzeć film na dużym ekranie? Wybierz się do kina z żoną, matką, ojcem, na wszelki wypadek weź jeszcze kilku sąsiadów. Bo jeśli sam nie zadbasz o frekwencję, z seansu nici. Przekonał się o tym nasz Czytelnik z Zamościa.
Nasz Czytelnik uważa, że to nie jest normalna sytuacja. Podobnego zdania jest dyrektor kina „Stylowy” w Zamościu. – Nie mamy jakichś odgórnych zasad,
co do liczby widzów, ale dla dwóch osób zawsze gramy. I to się nie zmieni. Pracownik, który zawinił i odesłał widza z kwitkiem, na pewno zostanie ukarany – obiecuje Andrzej Bubeła.
– Listopad to jest taki feralny miesiąc – tłumaczy Jan Bielak, który od wielu lat kieruje kinem przy Biłgorajskim Centrum Kultury. Tutaj projekcja dochodzi do skutku tylko wtedy, kiedy uzbiera się pięciu widzów. – Dopiero w takiej sytuacji zwracają się nam koszty zużytego na seans prądu – wyjaśnia Bielak i przyznaje, że czasem trzeba seans odwołać, a działalność DKF-u została zawieszona.
– W Tomaszowskim Domu Kultury do niedawna obowiązywała zasada, że film był wyświetlany, jeśli przyszło 10 osób. – Ale odchodzimy od tego, bo wiecznie brakowało widzów. Teraz są projekcje dla 6–7 osób – mówi Róża Kucharczyk, kierownik działu organizacji imprez TDK.
Żeby się jakoś utrzymać, szefowie kin muszą sięgać po tytuły gwarantujące komercyjny sukces. Tegorocznym hitem jest „Karol – człowiek, który został papieżem”. – Kiedy go wyświetlaliśmy, zdarzało się, że na sali brakowało miejsc, a mamy ich aż 332 – przypomina sobie Bubeła. A w Zamościu, podczas trzech weekendowych seansów, „Komornika” obejrzało zaledwie 120 osób.