Kiedyś znaleźli u niego papierosy z przemytu. Stefan Witkowski nie miał z tym nic wspólnego. Ale od tamtej pory policjanci nie dają spokoju schorowanemu 83-latkowi.
Zadzwoniłem na 997. Nikt nie odpowiadał. Ale ci, co się dobijali zaczęli wołać, że są policjantami! Musiałem ich wpuścić -opowiada.
Mężczyzna mieszka samotnie w jednym z domów przy zamojskiej ulicy Zarwanica. Budynek stoi w pobliżu bazaru przy Nowym Mieście. Skąd zatem wzięły się u niego nielegalne papierosy?
Kilka lat temu poznał kilka Ukrainek. Sprzątały u niego, pomagały mu robić zakupy, gotowały i prały. Woziły też na handel papierosy. Mężczyzna twierdzi, że kilka lat temu namierzyła ich policja. Nielegalny towar zabrano.
- Mnie w to nikt wtedy nie mieszał - tłumaczy Witkowski. - Ale policjanci mnie namierzyli. I to się zemściło. Teraz przyjechała do mnie taka… Hala, Ukraina. Sprzątała u mnie przed świętami Bożego Narodzenia. Gdy wyjeżdżała, zostawiła 32 paczki papierosów i kilka butelek wódki. Nie wiedziałem o tym!
O wizycie Ukrainki dowiedzieli się policjanci. - Podobno był jakiś anonim - dziwi się Witkowski. - Gdy znaleźli u mnie ten towar, byłem tym zdziwiony (rewizja odbyła się 23 grudnia-red.). Nie mam o to do nich pretensji. Jednak dlaczego robią rewizję o godz. 19., kiedy jest ciemno. Dlaczego mnie straszą? Przecież dzielnicowy mnie zna i wie, że jestem schorowany.
Witkowski żyje ze skromnej renty. Ma astmę i m.in. chore nerki. Co miesiąc kilkaset złotych wydaje na leki. Na jedzenie zostaje niewiele.
- Policja założyła mi sprawę w sądzie grodzkim - mówi staruszek. - To było upokarzające, bo pytali mnie czy ja z Ukrainkami śpię. Gdzież mi w głowie takie rzeczy… I będę musiał zapłacić karę. 500 złotych! To jest wielki kłopot.
Staruszek postanowił poskarżyć się komendantowi na jego podwładnych. Do Komendy Miejskiej Policji chodził trzy razy. Najpierw przyjął go kierownik dzielnicowych, potem jeden z oficerów, a ostatnim razem "sam komendant”.
- Nie wiem czy to coś dało - zastanawia się Witkowski. - Chodzi o to czy nie będą straszyć starszych ludzi. Ale komendant był miły. A na koniec dał mi butelkę wody!
Co na to wszystko zamojscy policjanci?
- Mieliśmy sygnały i musieliśmy podjąć odpowiednie czynności - mówi Piotr Kapluk, naczelnik sekcji dochodzeniowo-śledczej KMP w Zamościu. - Przepisy mówią, że do godz. 22. możemy wchodzić do domów. W uzasadnionych przypadkach działamy oczywicie nocą. Staramy się być taktowni. Ale sytuacje bywają różne.