Tomaszowscy taksówkarze z niepokojem czekali na "nową organizację ruchu”. Od nas dowiedzieli się, że nie mają się czego bać.
- W okolicach dworca PKS będziemy jak na wygnaniu - żalą się Józef Baran, Czesław Bartosz i Mieczysław Dziura, taksówkarze z Tomaszowa Lubelskiego. - Klientów tam jak na lekarstwo i nie ma zaplecza. Jednej zimy nie damy rady przetrzymać. Jeśli magistrat zechce nas wyprowadzić, będziemy się bronić.
Taksówkarze w Tomaszowie Lub. to głównie emeryci i renciści, którzy dorabiają sobie "za kółkiem”. Twierdzą, że ich zarobki są mizerne. Za 12 godzin pracy dziennie mogą na czysto "wyciągnąć” od 30 do 40 zł. Ich ulubionym miejscem postojowym już od ponad 40 lat jest ul. Andersa.
Wprawdzie ulica jest ciasna, ale taksówkarze bardzo sobie ją chwalą. Dlaczego? Obok jest kilka barów. Kierowcy zamiast siedzieć w samochodach, mogą czekać w nich na klientów. To ważne, zwłaszcza zimą i w upały. - Mamy tutaj toalety i możemy czuć się w miarę komfortowo - tłumaczy Ryszard Żołądek. - A klienci przyzwyczaili się, że tutaj zawsze są taksówki. Jeśli nam ten postój zabiorą, splajtujemy.
Niepokój taksówkarzy wywołał miejski "plan reorganizacji ruchu” m.in. na ul. Traugutta, Piekarskiej i Andersa. Jego efektem miało być m.in. przeniesienie postoju na Rogózieńską, w pobliżu dworca PKS. Spotkanie w tej sprawie odbyło się z władzami Tomaszowa Lub. jeszcze w ub. roku. Taksówkarze złożyli później do UM zbiorowy protest przeciwko tym przenosinom.
- Tłumaczyliśmy to włodarzom. Nikt nawet nie zareagował na nasze odwołanie. Co dalej? Nie wiemy. Ale będziemy się bronić. W ostateczności zablokujemy rondo na głównym rynku miasta - zapowiadają.
Czy czeka ich przeprowadzka? - Był taki projekt, ale od kiedy objąłem urząd, nic w tej sprawie się nie ruszyło - mówi Andrzej Dmitroca, nowy kierownik Miejskiego Zarządu Dróg. Burmistrz Ryszard Sobczuk jest planowanymi protestami zdziwiony. - Pomysł zmiany organizacji ruchu w tej części miasta po konsultacjach upadł. Zmian nie będzie - obiecuje.
O upadku magistrackiego planu przewoźnicy dowiedzieli się od nas. - Kamień spadł z serca - mówi Mieczysław Dziura, ale dziwi się, że najbardziej zainteresowanych nikt o tym nie poinformował.