Ludzie nie mogą dodzwonić się do nowej siedziby hrubieszowskiego starostwa, bo Telekomunikacja Polska potrzebuje aż ośmiu miesięcy na przeniesienie telefonów. Od wczoraj starosta szuka nowego operatora.
W "starej” siedzibie hrubieszowskiego starostwa zostały tylko dwa wydziały.
Większość urzędników przyjmuje interesantów 100 metrów dalej przy ul. Narutowicza. Przyjmują wyłącznie osobiście, bo nie mają telefonów.
- Nie możemy doprosić się o przeniesienie linii telefonicznych ze starego budynku. A chodzi tylko o 10 numerów telefonów stacjonarnych - mówi Zdzisław Kosakowski, sekretarz powiatu hrubieszowskiego. - TP SA wyznaczyła nam termin na… 24 lipca 2009 roku.
Mieszkańcy powiatu są oburzeni. - To jakaś paranoja - mówi Piotr Sendecki, sołtys Brodzicy. - Ludzie muszą biegać do starostwa z byle błahostką, którą mogliby spokojnie załatwić przez telefon.
Telekomunikacja tłumaczy, że nic nie zrobi od ręki z powodu braku łączy. - Ale w nowej siedzibie starostwa mieścił się do niedawna Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy, telefony działały, łącza były. Wystarczyłoby, żeby technicy zajrzeli do studzienki - złości się Kosakowski.
Również staroście puszczają nerwy. - Bo to są kpiny - nie owija w bawełnę Józef Kuropatwa. - Nigdy bym się nie spodziewał, że w XXI wieku można mieć kłopoty z głupim podłączeniem telefonów. Zaalarmowaliśmy wicepremiera Grzegorza Schetynę, naszych posłów i wojewodę, ale nikt nie jest w stanie nam pomóc.
Dlatego już wczoraj starosta rozmawiał z trzema telefoniami komórkowymi. - Bo żaden inny operator nie ma u nas własnej sieci i musiałby pracować na łączach dzierżawionych od TP SA - wyjaśnia sekretarz powiatu. Problem w tym, że wtedy starostwo musiałoby zmienić numery telefonów, a co za tym idzie - druki i pieczątki. A najważniejsze, że mieszkańcy płaciliby drożej za połączenia z urzędnikami.