Policja ustala przyczynę wypadku, a właściciel sklepu liczy straty. Na razie nie wie, czy będzie musiał rozebrać budynek.
- Jeżeli prace budowlane się przeciągną, poproszę panie, by skorzystały z urlopu bezpłatnego. Na pewno nadal będą u mnie pracować - zapewnia Stanisław Gomoła, właściciel tyszowieckiego sklepu spożywczo-przemysłowego, który w czwartek zniszczyła ciężarówka.
To ważna deklaracja, bo w małych Tyszowcach trudno o zatrudnienie. Na razie nie wiadomo, czy budynek będzie można wyremontować, czy zostanie przeznaczony do rozbiórki. - Konstrukcja budynku została poważnie naruszona, ale decyzja o jego dalszych losach jeszcze nie zapadła - usłyszeliśmy wczoraj w Powiatowym Inspektoracie Nadzoru Budowlanego w Tomaszowie Lubelskim.
Do wypadku doszło w czwartek ok. godz. 1 w nocy w centrum Tyszowiec. Kierowca ciężarowego volvo wiózł z Krasnegostawu do Łaszczowa 18 ton wiśni i czereśni. Na ostrym zakręcie samochód z naczepą uderzył centralnie w budynek sklepu, zatrzymując się na ladzie.
Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby do wypadku doszło kilka godzin wcześniej. W każdą środę w miasteczku odbywają się słynne na całą okolicę jarmarki. Tłoczno jest nie tylko na targowisku, więcej klientów mają tego dnia również placówki handlowe.
- Ciężarówka wepchnęła nadproże do środka. Uszkodzeniu uległy trzy ściany zewnętrzne, dach, garaż oraz wyposażenie sklepu - informuje st. kpt. Jacek Zwolak, rzecznik Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Tomaszowie.
Kierowca wyszedł z wypadku bez szwanku.
- Powiedział, że usłyszał jakieś stuknięcie z tyłu, zahamował i wtedy ciężarówka wpadła w poślizg - mówi nadkom. Marek Czerenko, rzecznik prasowy tomaszowskiej policji. Ale nie można wykluczyć, że zasnął za kierownicą. Na miejscu wypadku nie było śladów hamowania. Policja ustala, co było przyczyną zdarzenia. Wiadomo, że 22-letni mieszkaniec Gorzkowa był trzeźwy.
Próba wycofania tira ze sklepu groziła katastrofą. - Trzeba było podstemplować strop, żeby budynek nie runął - wyjaśnia Zwolak.
Właściciel placówki zwrócił niektóre towary do hurtowni. - Ale nabiał, wędliny czy mrożonki poszły na straty - opowiada Gomoła.
Straty oszacowano na blisko 300 tys. zł. Budynek był ubezpieczony.