Chodzi o kulach, czeka na operację biodra i kręgosłupa.
- Nie daruję, mam skromną emeryturę, a leczenie jest kosztowne - mówi 74-letnia Eugenia Bartecka, która mieszka w Zamościu przy Rynku Wielkim.
W lutym 2006 roku staruszka wybrała się do sklepu na zakupy. - Gdy szłam przez Rynek, potknęłam się na dziurze wybitej przez konie ciągnące bryczki, przez co doznałam poważnego urazu kręgosłupa, biodra, mięśni nogi, barków, nie mówiąc już o utracie przytomności - opowiada. - Dostałam do rąk duże kule, a na barki bardzo bolesną potrójną blokadę.
Nasza rozmówczyni chodziła na rehabilitację, ale w maju znowu przewróciła się na Rynku Wielkim. Wtedy na głównej płycie wymieniano kostkę brukową.
- Nikt nie zabezpieczył prowadzonych robót - twierdzi Bartecka. - Pamiętam tylko, że z ulicy Grodzkiej wyjechał samochód z cegłami, cofnęłam się raptownie i wpadłam w dziurę. Widziało to kilka osób.
Tym razem skończyło się na skręceniu nadgarstka, na który założono gips. - Od tamtej pory stan zdrowia cały czas się pogarsza, mimo że jestem pod stałą opieką lekarską - mówi pani Eugenia. - Czeka mnie operacja biodra i kręgosłupa. Należy mi się od miasta odszkodowanie za utracone zdrowie. Byłam u prezydenta, ale odesłał mnie do Zarządu Dróg Grodzkich.
Pani Eugenia nie podaje konkretnej kwoty. Skontaktowaliśmy się z magistratem. - Pan prezydent zna sprawę - zapewnia Karol Garbula, mł. referent ds. komunikacji społecznej Urzędu Miasta Zamość. - Stroną jest tu jednak Zarząd Dróg Grodzkich, który odpowiada za ciągi pieszo-jezdne w mieście.
Ale drogowcy nie dopatrzyli się związku przyczynowego pomiędzy zgłoszonymi zdarzeniami a schorzeniami staruszki. - Z przedstawionych zaświadczeń wynika, że ta pani jest osobą niepełnosprawną dłużej niż dwa lata - powiedziała nam wczoraj Anna Muszyńska, dyrektor Zarządu Dróg Grodzkich w Zamościu. - Z opisu obu zdarzeń nie wynika, aby miasto przyczyniło się do ich zaistnienia, dlatego nie widzimy podstaw do wypłaty odszkodowania.
• A jeżeli poszkodowana złoży pozew w sądzie?
- Ma takie prawo - mówi dyrektor Muszyńska.
Choć Eugenia Bartecka boi się kosztów procesu, to nie wyklucza wystąpienia na drogę sądową.