Pędzi 30 kilometrów, żeby znieczulić pacjenta do operacji. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby anestezjolog z Biłgoraja nie zdążył na czas do szpitala w Szczebrzeszynie.
Dr Wiesław Mikuś, szef bloku anestezjologicznego w Biłgoraju zdradza tajemnicę: - Policja jest wyrozumiała.
W gotowości do wyjazdu jest trzech anestezjologów z Biłgoraja. Jeden jedzie, dwóch zostaje. Wyjeżdżają rotacyjnie. - Chętnie machnąłbym ręką i rzucił te dojazdy w pioruny, ale tam też są chorzy i potrzebują pomocy - wyznaje dr Mikuś. - Jak ktoś złamie nogę i trzeba ją złożyć operacyjnie, wsiadam w samochód i jadę. Pracuje się na okrągło. Skończę pracę w Biłgoraju, jadę do Szczebrzeszyna. Żadnych świąt, dni wolnych.
- Nie zdarzyło się, aby przez dojazdową opiekę anestezjologiczną jakiś pacjent ucierpiał - zapewnia Ryszard Czabała, dyr. SP ZOZ w Szczebrzeszynie. - Ale przyznaję, że anestezjologa na stałe zatrudniłbym od ręki. Jednak chętnych nie ma.
Anestezjologów brakuje w całej Lubelszczyźnie, a nawet w całej Polsce. Na 500 wolnych etatów lekarskich w regionie najwięcej jest dla anestezjologów. Nie ma powiatu, który nie potrzebowałby takiego specjalisty.
- Prawie każdy szpital boryka się z tym problemem - twierdzi prof. Andrzej Nestorowicz, konsultant wojewódzki ds. anestezjologii i intensywnej terapii. - Nawet szpitale kliniczne. Emigracja zarobkowa nie jest główną przyczyną luk. To brak polityki proanestezjologicznej. Lekarze nie mają motywacji materialnej oraz pozamaterialnej do specjalizowania się w tym kierunku.