Hrubieszów. Przez rok będą musieli pracować za darmo na cele społeczne. Taki wyrok usłyszeli dwaj hrubieszowianie, którzy zakatowali psa.
- Na ul. Gródeckiej katują psa - takie zgłoszenie przyjął w czerwcu dyżurny hrubieszowskiej policji od 31-letniego mieszkańca miasta.
Stróże prawa nie zbagatelizowali tego sygnału i udali się pod wskazanym adresem. Ale na miejscu nie znaleźli niczego podejrzanego. Trop prowadził dalej. Zabite zwierzę odnaleziono przy torach kolejowych. Już na pierwszy rzut oka było widać, że brązowy kundelek zginął w okropnych męczarniach. Lekarz weterynarii stwierdził, że bezpośrednią przyczyną zejścia było pęknięcie kości czaszki, piesek miał też złamaną żuchwę i wybite oko.
Dzięki zeznaniom świadka nie było kłopotów z ustaleniem sprawców. Okazali się nimi 28-letni Daniel D., 18-letni Kamil J. i 21-letni Marcin C. Wszyscy spędzili noc w policyjnym areszcie. Alkomat wykazał u najstarszego 2,40 promila alkoholu, jego kompani mieli po ok. 1,5 promila.
Dlaczego kundel zginął? Bo wcześniej miał wbiec na posesję Daniela D. i zaatakować jego psa. Rozwścieczony 28-latek poprosił o pomoc kolegów i razem dopadli nieproszonego gościa. Bili go kijem i sztachetą, nie szczędzili kopniaków. Żałosny skowyt konającego czworonoga usłyszał przypadkowy świadek, który poprosił o pomoc policję. - Wszyscy trzej zostali oskarżeni o zabicie psa - mówi Jadwiga Lachowska, szefowa Prokuratury Rejonowej w Hrubieszowie. - Zgodnie z przepisami Ustawy o ochronie zwierząt grozi za to do roku pozbawienia wolności.
Sąd Rejonowy w Hrubieszowie skazał Kamila J. i Marcina C. na rok ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania nieodpłatnej, kontrolowanej pracy na cele społeczne po 40 godzin miesięcznie. Wyrok jest już prawomocny. Sprawę Daniela D. wyłączono do odrębnego postępowania. Nie ma jeszcze rozstrzygnięcia. - Przy tym zdziczeniu obyczajów sądy powinny wydawać surowsze wyroki - uważa Wojciech Wiszniowski z centrali Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Skala okrucieństwa ludzi wobec naszych braci mniejszych jest ogromna.
Miłośnicy zwierząt zwracają uwagę jeszcze na jeden fakt. - Dobrze, że znalazł się człowiek, któremu nie był obojętny los maltretowanego zwierzęcia - powiedziała nam Krystyna Pomarańska z Pogotowia i Straży dla Zwierząt w Zamościu. - Chwała mu za to!