Nie ma śladu po blisko 20 tys. paczek zarekwirowanych papierosów. Nie ma też winnych tego, że w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęły z depozytu komendy policji w Zamościu. Prokuratura Okręgowa w Lublinie umorzyła śledztwo w tej sprawie „wobec niewykrycia sprawców”.
Tę historię w ostatnim wydaniu opisał Tygodnik Zamojski. Chodzi o zdarzenia z marca zeszłego roku. Wtedy to, podczas inwentaryzacji w magazynie Komendy Miejskiej Policji w Zamościu odkryto brak prawie 20 tys. paczek skonfiskowanych przestępcom papierosów. Gdy sprawa wyszła na jaw, poinformowano o tym Komendę Wojewódzką Policji w Lublinie, Biuro Spraw Wewnętrznych Policji, a także prokuraturę.
Policyjne postępowania wyjaśniające zakończyło się latem zeszłego roku stwierdzeniem „nieprawidłowości oraz naruszeniem dyscypliny służbowej przez funkcjonariuszy zamojskiej komendy”. W efekcie komendant miejski w Zamościu wyciągnął konsekwencje wobec swoich podwładnych.
– Jeden z funkcjonariuszy został ukarany naganą, drugi ostrzeżeniem o niepełnej przydatności do służby na zajmowanym stanowisku – informuje Dorota Krukowska-Bubiło, rzeczniczka Komendy Miejskiej Policji w Zamościu.
Dodaje, że zgodnie z przepisami nagana oznacza obniżenie dodatku w wysokości od 20 do 50 proc. oraz obniżenie rocznej nagrody w tym samym wymiarze. – W przypadku ukarania ostrzeżeniem o niepełnej przydatności funkcjonariuszowi zostaje zmniejszony dodatek w wysokości od 20 do 50 proc. oraz nie otrzymuje on nagrody rocznej – precyzuje Krukowska-Bubiło.
Konsekwencje, jak stwierdzono „rażącego naruszenie obowiązków pracowniczych” poniosła również pracownica cywilna komendy, którą dwaj ukarani policjanci powinni byli nadzorować, a ona sama miała w zakresie obowiązków bezpośredni nadzór nad magazynem. Straciła pracę w komendzie.
Niezależnie od tego sprawę badali śledczy z Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Wiadomo było, że papierosy zniknęły w czasie, gdy w zamojskiej komendzie prowadzono remonty. I w związku z tym dochodziło do sytuacji, gdy dostęp do pomieszczeń depozytu miały osoby postronne, czyli pracownicy budowlani. Wiadomo było również, że ktoś najprawdopodobniej „majstrował” przy kłódce. To, że coś jest z nią nie tak, kobieta nadzorująca depozyt odkryła jeszcze przed inwentaryzacją, ale nie informowała o tym swoich mundurowych przełożonych, tylko ta kłódka została po prostu wymieniona.
– Śledztwo prowadzone było w kierunku włamania i kradzieży. Zostało jednak ostatecznie umorzone (w marcu tego roku – red.), bo w toku postępowania nie zdołano ustalić sprawcy – wyjaśnia Agnieszka Kępka, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Dlaczego identyczny finał miał drugi wątek postępowania, czyli kwestia niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy i pracownicę cywilną, skoro nawet policja uznała, że nie wywiązywali się powierzonych im zadań tak, jak powinni?
– Samo stwierdzenie deliktu dyscyplinarnego nie mogło być automatycznie uznane za popełnienie przestępstwa niedopełnienia obowiązków – mówi Kępka.
Wyjaśnia, że wobec kobiety nie można było zastosować artykułu 231 Kodeksu Karnego, bo osoba ta, jako cywil nie jest funkcjonariuszem publicznym.
– Z kolei dwóm policjantom, którzy nadzorowali pracę swojej podwładnej, można byłoby stawiać zarzuty niedopełnienia obowiązków, gdyby w toku śledztwa wykazano, że postępowanie, za które ponieśli konsekwencje służbowe, było celowym i świadomym działaniem na szkodę interesu publicznego. A tego dowieźć się nie udało – mówi Kępka. I dodaje, że właśnie z tych powodów prowadzący sprawę prokurator podjął decyzję o umorzeniu śledztwa.