Andrzej Kościk, mieszkaniec ulicy Redutowej w Zamościu, który wczoraj po wyjściu z bloku złamał nogę, to tylko jedna z kilkuset ofiar ślizgawki na miejskich chodnikach.
- Codziennie, mniej więcej od tygodnia, przyjmujemy po kilkaset osób z urazami po upadkach - mówi Henryk Gałan, lekarz dyżurny z oddziału ortopedycznego Zamojskiego Szpitala Niepublicznego. - Złamanie kości promieniowej, złamanie kości nosowej, złamanie nadgarstka, uraz kręgosłupa, uraz barku, uraz kolana, uraz biodra, złamanie kostek, zwichnięcie łokcia, złamanie przedramienia - czyta z książki przyjęć Halina Radlińska, pielęgniarka oddziałowa na ortopedii. - Codziennie mamy oblężenie, ale ostatnio liczba urazów się zwiększyła - przyznaje także Edward Szeremeta, kierownik przychodni "Ortopedia Zamojska”.
To efekt ubiegłotygodniowej odwilży i mrozów z ostatnich dni. Jak wygląda miasto? Ulice Zamoyskiego, Wyszyńskiego, Peowiaków, Piłsudskiego, Lubelska przypominają lodowiska. Raz po raz ktoś z przechodniów ląduje na ziemi. A to przecież główne drogi Zamościa. W tej sytuacji nie można się dziwić, że identycznie wyglądają także peryferie. - Przy Zamoyskiego i Wyszyńskiego za chodniki odpowiadają właściciele posesji. Za część tych przy Piłsudskiego również my - przyznaje Anna Muszyńska, dyrektor Zarządu Dróg Grodzkich. Zapewnia, że o swoje rewiry ZDG dba jak należy, czyli posypuje je piaskiem z solą. Niczego takiego wczoraj nie udało nam się zaobserwować.
Egzekwowaniem obowiązku odśnieżania chodników od szarych mieszkańców Zamościa zajmuje się Straż Miejska. Efekty?
- Wypisaliśmy jeden czy dwa mandaty. Trudno jednak karać osoby prywatne, kiedy samo miasto jest niewydolne - mówi Wiesław Gramatyka, komendant Straży Miejskiej w Zamościu.