Kiedy w 1942 roku na Zamojszczyźnie ruszyła akcja przesiedleńcza pan Jan miał 6 lat. Rok później trafił do obozu przejściowego w Zamościu. Jako 14-latka znalazła się tu także Maria Kloc z Chyżej. – Razem z innymi dziećmi, starcami i kalekami trafiłam do baraku nr 16, moja mama do „dwunastki”. Kiedy wywożono nas do Siedlec, widziałam ją po raz ostatni. Wiem, że znalazła się w transporcie do Oświęcimia – opowiada ze łzami w oczach pani Maria.
Pani Weronika Surma do obozu w Zamościu trafiła jako 10-letnia dziewczynka. Spędziła tu kilka tygodni. – Pewnego dnia Niemcy zaczęli nas ładować do bydlęcych wagonów. Jechaliśmy trzy dni w brudzie i smrodzie, bez jedzenia. Później jakimś cudem trafiliśmy do polskich rodzin gdzieś pod Warszawą. Do dziś pamiętam smak kapuśniaku, którym mnie tam nakarmiono – zwierza się pani Weronika. Rodziców, którzy z Zamościa trafili do fabryki amunicji w Niemczech, spotkała dopiero po wojnie. – To był cud – mówi staruszka.
Akcję przesiedleńczą Niemcy rozpoczęli na Zamojszczyźnie w nocy z 27 na 28 listopada 1942 roku. Do obozu przejściowego w Zamościu wywieziono wtedy mieszkańców Skierbieszowa, a ich majątki oddano niemieckim kolonistom. Następnie akcja objęła powiat zamojski, hrubieszowski i tomaszowski. Do sierpnia 1943 roku wysiedlono ok. 110 tys. osób z 297 wsi, w tym ok. 30 tys. dzieci. Część więźniów pędzono do obozów koncentracyjnych na Majdanku
i w Oświęcimiu lub do tzw. wsi rentowych na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Szczególnie tragiczny był los dzieci. Około 4,5 tys. z nich wywieziono do Niemiec, gdzie zostały zgermanizowane. 8 tys. zmarło z głodu i chorób zakaźnych. (ak)