Czy kobieta w ciąży może chodzić do ginekologa bezpłatnie? Teoretycznie tak. W praktyce większość pań płaci.
Dlaczego tak się dzieje? Tylko co trzeci gabinet ginekologiczny na Lubelszczyźnie ma podpisaną umowę z Narodowym Funduszem Zdrowia. Na dodatek tzw. punkty na opiekę ginekologiczną kończą się im w zastraszającym tempie. Już w połowie roku trudno o gabinet, gdzie kobieta w ciąży mogłaby przychodzić na konsultacje w ramach kontraktu z NFZ. - Odsyłamy pacjentki gdzie indziej, aby szukały wolnych miejsc - mówi szef jednej z przychodni ginekologicznych w Lublinie. - Większość wraca i prowadzi ciążę prywatnie. Oczywiście, płacąc niemałe pieniądze.
- Polskie prawo zapewnia wszystkim kobietom w ciąży, a także w czasie porodu i połogu, dostęp do bezpłatnej opieki medycznej - twierdzi tymczasem Łukasz Semeniuk, rzecznik lubelskiego oddziału NFZ. - W momencie gdy lekarzowi kończą się punkty, może dalej leczyć pacjentkę albo skierować do lekarza, który punkty jeszcze ma.
- Nam punkty z NFZ skończyły się już w połowie roku - mówi Stanisław Podgórski, szef przychodni przy ulicy Koryznowej w Lublinie. - Przyjmowałem dalej. A z funduszu usłyszałem, że nie mam co liczyć na zwrot pieniędzy za pacjentki przyjęte ponad limit.
Agnieszka Mielniczek z Lublina urodziła Kubę przed 8 miesiącami. Gdy była w ciąży, do ginekologa chodziła prywatnie. - Kiedyś kilka razy poszłam do "państwowego” lekarza - mówi. - Jednak opieka nie była taka, jak być powinna, a poza tym okazywało się, że nie wszystkie wizyty są bezpłatne. Doszłam do wniosku, że lepiej zapłacić, i o nic się nie martwić.