Mało kogo interesuje dzisiaj AIDS. Jeszcze mniejsze zainteresowanie budzą kobiety zakażone HIV, bo ich zdrowie zawsze traktowane jest jako rzecz najmniejszej wagi. W efekcie kobiety nie chorują na AIDS, one na AIDS umierają.
W tym roku Światowy Dzień AIDS, w środowisku zakażonych i lekarzy nazywany Dniem świętego HIV-a, odbywa się w cieniu COVID-19. Nowy koronawirus przykuł uwagę całego świata, ale i bez tego już dawno zapomnieliśmy, że od kilkudziesięciu lat żyjemy z inną pandemią, która – chociaż pod względną kontrolą – wcale nie wygasa. Być może właśnie dlatego, że dzięki skutecznym lekom mamy dzisiaj do czynienia raczej z ludźmi zakażonymi i żyjącymi z HIV, a nie chorującymi i umierającymi na AIDS, mało kogo ta sprawa jeszcze obchodzi. Nawet młodzi lekarze, którzy nie pamiętają HIV-a sprzed ery leków, uważają go za nudną chorobę przewlekłą, której leczenie ogranicza się do przepisywania leków. Jeszcze mniejsze zainteresowanie budzą kobiety zakażone HIV, tymczasem to mężatki stanowią w Polsce największą grupę ryzyka i to właśnie kobiety, a nie geje, były w Nowym Jorku pierwszymi ofiarami AIDS.
Chcąc dowiedzieć się, czy w związku z epidemią COVID-19 wprowadzono nowe zalecenia dla osób z HIV/AIDS oraz czy ich sytuacja uległa obecnie jakiejś zmianie, odezwałem się do kilku osób żyjących z HIV, które bardzo chętnie opowiedziały mi o swojej sytuacji.
– Obowiązuje to samo, co innego zdrowego człowieka. Żyję normalnie, wierząc, że mnie ominie albo przebiegnie bezobjawowo – wyjaśnił mi jeden z nich, 54-latek z Lublina.
Inny, 47-letni mężczyzna z Lublina opowiadał:
– Jeśli chodzi o obecną epidemię, to nie było żadnej akcji informacyjnej, będąc w przychodni też nie zauważyłem ulotek czy publikacji. Myślę że pracownicy przychodni są tak samo wystraszeni epidemią jak inni, na szczęście nie zamknęli się jak lekarze rodzinni. Mam obawy o to, jaki może mieć przebieg zachorowanie, znam jednego kolegę który przechodził to ciężko, ale na szczęście obyło się bez pobytu w szpitalu. W sumie jeśli bierze się regularnie leki, nasza odporność nie różni się od odporności ludzi bez HIV. I szczerze mówiąc teraz jestem w miarę spokojny, większy niepokój czułem wiosną.
Słowa osób żyjących z HIV potwierdziła dr Dorota Rogowska-Szadkowska, jedna z pierwszych w Polsce, która już pod koniec lat 80. zajęła się problemem AIDS i przez kilkadziesiąt lat praktyki lekarskiej i działalności naukowej współtworzyła polski system leczenia i profilaktyki tej choroby.
Dziś, wyjaśniła mi, dzięki skutecznej terapii utrzymującej odporność na wysokim poziomie, ryzyko związane z COVID-19 jest u osób z HIV identyczne jak u pozostałych. W Polsce problem dotyka raczej osób, które nie wiedzą, że zakaziły się HIV. Ile może ich być? Co roku w kraju stwierdza się ponad 1000 nowych zakażeń, ale nikt nie zna skali zakażeń nierozpoznanych.
Już na początku naszej rozmowy dr Rogowska-Szadkowska poprawiła mnie i poprosiła, żeby w kontekście HIV nie używać słowa „zarażeni”, które kojarzy się z zarazą, przez co jest stygmatyzujące.
– Słowa naprawdę mają znaczenie! – powtórzyła jeszcze kilka razy, kiedy mimowolnie pytałem ją o sytuację „zarażonych”…
Rozmawiając z nią, odniosłem wrażenie, że zakażeni są w Polsce zaskakująco dobrze zaopiekowani i system leczenia HIV jest nieźle zorganizowany.
– Jak to możliwe przy całym polskim bałaganie, ciągłych reformach i reorganizacji wszystkiego przy każdej zmianie władzy?
– Wyszło tak chyba niechcący – odpowiedziała – nie dzięki politykom, ale raczej dobrym specjalistom, którym kolejne rządy na szczęście za bardzo nie przeszkadzały.
Chociaż problem HIV/AIDS zainteresował mnie w kontekście obecnej epidemii, dr Rogowska-Szadkowska skutecznie przekierowała moją uwagę na inny temat.
– Kobiety nie chorują na AIDS – powiedziała – one na AIDS umierają.
Dla wielu AIDS to wciąż choroba gejów. Trzeba przyznać, że przez lata zrobiono wiele w dziedzinie uświadomienia homoseksualistów o konieczności stosowania prezerwatyw, przełamano środowiskową nieufność, a fundamentalistyczne opowieści o karze za występek trafiły do kubła na umysłowe odpady zmieszane. Mimo to HIV kojarzy się przede wszystkim z gejami – nie tylko ze względu na faktyczną czy nie ilość partnerów seksualnych i tzw. gejowski styl życia, ale także dlatego, że geje są mężczyznami. Sprawy męskie natomiast, nawet jeśli dotyczą gejów, w hierarchii ważności traktowane są priorytetowo, podczas gdy zdrowie kobiet to rzecz najmniejszej wagi. Tymczasem to nie geje, ale więźniarki-narkomanki były w Nowym Jorku pierwszymi śmiertelnymi ofiarami AIDS, a największą grupą ryzyka są w Polsce kobiety zamężne.
– Kobieta może zażądać używania prezerwatywy od swojego kochanka – wyjaśniła mi dr Rogowska-Szadkowska – ale nie ma prawa żądać tego od swojego męża.
Mężczyzna prezerwatywy nie lubi. Ona go uwiera, przeszkadza, uczula, a w skrajnych przypadkach pozbawia męskości. Wielu mężczyzn przekonuje się z czasem, że prezerwatywy uwierały ich tylko w głowę, ale często bywa już niestety za późno. Tymczasem prezerwatywa wciąż pozostaje najskuteczniejszym środkiem zabezpieczającym przed HIV. Podobnie wysoką skuteczność wykazują leki profilaktyki przedekspozycyjnej (PrEP), które w znacznym stopniu chronią przed zakażeniem HIV, jednak, w przeciwieństwie do prezerwatyw, środki te nie są obojętne dla zdrowia.
– A widział pan gdzieś prezerwatywy dla kobiet? – zapytała mnie dr Rogowska-Szadkowska.
I rzeczywiście, chociaż prezerwatywy dla mężczyzn można kupić w każdym sklepie, produkty dla kobiet (które istnieją!) są w zasadzie niedostępne.
Kobietom w ciąży ginekolodzy w Polsce zalecają zrobienie dwóch testów na HIV, jednak większość nie wydaje podobnego zalecenia ich mężom. Co gorsza, wiele z kobiet zakażonych przez swoich mężów, którzy uprawiali seks bez zabezpieczenia z innymi, bardziej troszczy się potem o zdrowie partnera niż swoje. Trzeźwieją dopiero, kiedy dowiadują się, że ich mężowie potrafili mieć dziesiątki partnerek i partnerów na boku.
Wiele kobiet wstydzi się również mówienia o swoim HIV. Jeśli mówią, to raczej te, które zakaziły się drogą inną niż seks, bo nie są narażone na posądzenie o rozwiązłość. A takie posądzenie feruje się wobec kobiet niezwykle łatwo i jest to może właśnie powód, dlaczego wspomniane prezerwatywy dla kobiet są niedostępne. Podczas gdy mężczyzna ma nie tylko prawo do seksu, ale także seksu bezpiecznego, kobieta jest takiego prawa skutecznie pozbawiona. W jednych krajach chroni się cnotę kobiety zasłaniając ją przed światem, a u nas otacza opieką regulacji, które uniemożliwiają jej decydowanie o swoim życiu seksualnym. Przemoc wobec kobiet jest przemocą, niezależnie czy nosi hidżab, czy wysokie obcasy.
To głębszy problem braku poszanowania dla zdrowia i praw kobiet, który toczy nasze społeczeństwo od kilkudziesięciu lat. Nie zapominajmy, że odzyskiwanie wolności po 1989 roku rozpoczęto od demontowania wolności kobiet, w tym przede wszystkim praw reprodukcyjnych i obecne napięcia są wynikiem kilku dekad wmawiania kobietom i całemu społeczeństwu, że wolno nam coraz mniej.
Dobrze pamiętam, że w latach 90. o HIV mówiło się w szkołach — i jeśli wstydzili się mówić o tym nauczyciele, to skutecznie wyręczały ich podręczniki do biologii, gazetki ścienne i materiały kolportowane wśród szkolnych pielęgniarek. Potem, kiedy garstka fanatyków zaczęła opowiadać w telewizji o zmuszaniu młodzieży niemieckiej do masturbacji lub seksu oralnego na oczach kolegów i koleżanek (w dodatku w prezerwatywie), na szkoły padł blady strach i temat szybko starto z tablicy.
Kiedy kilka lat temu pisałem adresowany do licealistów artykuł dotyczący przedwojennego marketingu, nieopatrznie wspomniałem w nim o starych reklamach prezerwatyw. Wówczas dyrektor jednej z lubelskich szkół wyraził życzliwe zaniepokojenie i zażądał usunięcia tego fragmentu, co argumentował troską o prawidłowy rozwój młodzieży.
Słowo „prezerwatywa”, jak wiadomo, wywołuje bowiem w młodym człowieku tak silne wzburzenie, że ten, nie myśląc wiele, rzuca się natychmiast w szpony seksu. W dodatku seksu bez zabezpieczenia, bo jest tak obezwładniony podnieceniem, że nie ma czasu na kupno prezerwatywy. Nie kruszyłem wtedy kopii o prezerwatywę, chociaż dziś już wiem, że powinienem był walczyć o nią jak lew.
Szkodliwego wpływu prezerwatyw i najmniejszej wzmianki o zdrowiu seksualnym na wątły układ nerwowy młodzieży boi się również władza. Zarówno ta, jak i poprzednia z obawy przed oskarżeniem o seksualizację młodych ludzi nie zgadzały się na jakąkolwiek kampanię społeczną o HIV i AIDS finansowaną z publicznych pieniędzy.
W efekcie od wielu lat w przestrzeni publicznej nie mówi się o AIDS, sprawa po prostu ucichła. Kto widział ostatnio bilbordy albo plakaty zachęcające do używania prezerwatyw? Gdzie są telewizyjne lub radiowe spoty edukujące o wirusie? Kampanie wyparowały, ale wcale nie zabrały ze sobą HIV.
W Lublinie anonimowy i bezpłatny test na HIV można wykonać w punkcie konsultacyjno-diagnostycznym przy ul. Spokojnej 3.
– Mimo pandemii punkt działa na takich samych zasadach, jak wcześniej – wyjaśniła mi Urszula Paździor ze stowarzyszenia AGAPE, które prowadzi punkt. – Dostępność zmieniła się jedynie w początkowej fazie ograniczeń w związku z COVID, czyli w okresie od połowy marca do końca maja, kiedy to nasz i wiele innych PKD na terenie kraju wstrzymało przyjęcia. Od czerwca PKD pracuje bez ograniczeń, czyli w takim samym wymiarze, jak przed epidemią. Obecnie pacjentom zależy na jak najszybszym wykonaniu testu i skróceniu rozmów z doradcami do minimum. Domagają się ekspresowej „obsługi”. Pacjentów w tym roku zgłasza się wyraźniej mniej, zdarzało się, że wprost padały wypowiedzi: „z wirusem HIV można żyć, a z COVID nie wiadomo”. W 2019 r. w okresie od 01.01 do 31.10 przyjęliśmy w PKD: 507 pacjentów, natomiast w 2020 r. w okresie od 01.01 do 31.10 – 309 pacjentów.
Po dwóch godzinach rozmowy dr Rogowska-Szadkowska opowiedziała mi o swoim koledze zajmującym się profilaktyką HIV/AIDS. – Wiesz Dorota – wyznał jej – przez wiele lat zajmowałem się HIV, ale od jakiegoś czasu to HIV zajmuje się mną.
Każdy i każda z nas może stać się obiektem zainteresowania HIV-a. Jeśli jesteśmy mężczyzną – hetero, homo czy biseksualnym – to pół biedy. Jeżeli natomiast kobietą – no cóż, w naszych warunkach to nieszczęście w nieszczęściu.