Zamojscy Wołyniacy chcą reakcji polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych w sprawie rehabilitacji UPA na Ukrainie. Ich pismo trafi także m.in. do posłów i senatorów. Prawdopodobnie podpiszą się pod nim również byli żołnierze AK, BCh, LWP i innych organizacji kombatanckich.
– Obserwuję, co się dzieje na Ukrainie i jestem przerażona – mówi Janina Kalinowska, przewodnicząca zamojskiego Stowarzyszenia Upamiętnienia Polaków Pomordowanych na Wołyniu. – UPA zorganizowała na ulicach Kijowa manifestację, a potem o ich tzw. zasługach dyskutował ukraiński parlament. Popierają ich miejscowi prawicowcy... Jak można? UPA to zbrodniarze. Nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych powinno protestować. Oni jątrzą rany w polskich sercach.
W 1943 roku Kalinowska mieszkała wraz z rodziną w Kolonii Futoma niedaleko Uściługa. Członkowie UPA zamordowali jej rodziców i brata. – Teraz będą bohaterami? – pyta kobieta. – Skandal! Tak fałszuje się historię.
Na Zamojszczyźnie pamięć o wyczynach ukraińskich nacjonalistów jest żywa. Sotnie UPA wkroczyły tutaj na początku 1944 roku. Wcześniej dały się poznać z najgorszej dla Polaków strony na Wołyniu. – W obawie o życie Polacy skupili się w większych osadach, wystawiali straże, budowali w piwnicach schrony – wspomina 66-letnia Aniela Wawryszczuk z Tarnoszyna. – Nie pomogło. Naszą wieś spalili, a ludzi wybili. Zginęła m.in. moja babcia. Mojemu mężowi zabito mamę i 3-letniego brata. No rozpacz...
– Takich wiosek były setki, a ofiar dziesiątki tysięcy – mówi Teofil Niemczuk, prezes zamojskiego okręgu Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. – Widziałem kobiety i dzieci powywieszane na płotach i stosy poobcinanych rąk. Partyzanci walczyli z tymi zbrodniarzami podczas akcji odwetowych bez litości. A teraz chcą ich rehabilitować?