Rozmowa z prof. Jarosławem Wójcikiem, szefem Szpitala Kardiologii Inwazyjnej „Ikardia” w Nałęczowie.
• Od początku epidemii znacznie spadła liczba hospitalizowanych pacjentów z powodu zawału serca. Z czego to wynika?
– Takie sygnały płyną nie tylko z Polski, ale też z innych krajów Europy. Dane Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego potwierdzają, że jest to wręcz spadek dramatyczny. Kardiolodzy zastanawiają się nad tym zjawiskiem i nie do końca na razie rozumiemy jego mechanizm. Obawiamy się jednak, że jedną z przyczyną jest strach. Ludzie obawiają się wezwać karetkę pogotowia bo myślą, że nie jest dostatecznie zdezynfekowana i mogą się zarazić koronawirusem. Szpitale są również postrzegane jako potencjalne miejsce zarażenia infekcją. Dlatego nie dzwonią w ogóle, albo robią to bardzo późno – po kilku dniach. Często spotykamy się z filozofią „myślałem, że mi przejdzie”. Istotnie często przechodzi – ból zawałowy trwa kilka-kilkanaście godzin, a potem ustępuje, gdy wszystko w obszarze serca jest martwe. Ludzie dzwonią, gdy są już powikłania, a wtedy na pomoc i ratunek często jest za późno.
• Nie proszą o pomoc i umierają?
– Nieleczony zawał wiąże się ze śmiertelnością na poziomie do 40 proc., podczas gdy śmiertelność w przebiegu Covid-19 to „tylko” 3-4 proc. Jest więc wysoce prawdopodobne, że stracimy zdrowie lub życie z powodu zawału, a nie z powodu infekcji koronawirusowej. Sieć pracowni kardiologii inwazyjnej, w której leczy się zawały serca, jest zorganizowana w naszym województwie bardzo dobrze. A jeśli do tego będzie jakiekolwiek podejrzenie infekcji wirusem to taki pacjent zostanie skierowany do szpitala w Puławach, który też dysponuje pracownią hemodynamiki. Dlatego apelujemy: Ratujmy nasze serca!
• Jak niebezpieczny jest koronawirus dla pacjentów kardiologicznych?
– Serce może stać się celem ataku koronawirusa. Co więcej, z danych chińskich wynika, że ok. 20 proc. zainfekowanych chorych zgłasza się do lekarza nie z objawami uszkodzenia układu oddechowego, ale z różnego rodzaju dolegliwościami ze strony serca i układu krążenia np. silne bóle w okolicy zamostkowej czy przedsercowej, kłucie serca, poczucie szybkiej akcji serca, bardzo często niemiarowej. Chorzy z chorobą serca są szczególnie narażeni na ciężki, często śmiertelny przebieg infekcji koronawirusem.
Co ważne, wirus może też zaatakować całkiem zdrowe serce lub tylko minimalnie chore, które jeszcze długo nie dawałoby żadnych objawów. Najczęściej dochodzi w takiej sytuacji do bardzo gwałtownego zapalenia mięśnia serca, którego przebieg może być dramatycznie ciężki i kończyć się zgonem.
Nierzadko objawy naśladują bóle typowe dla zawału serca, który tworzy się w wyniku braku zaopatrzenia mięśnia serca w tlen, na który jest bardzo duże zapotrzebowanie w trakcie silnej infekcji. Co więcej, w trakcie tak silnego stanu zapalnego zwiększa się znacznie krzepliwość krwi, co może prowadzić do tworzenia skrzeplin w obrębie zdrowych lub niemal zdrowych tętnicach wieńcowych. To prowadzi do zablokowania przepływu krwi wieńcowej i zawału.