Ostatni raz takie tłumy zgromadził Wałęsa. Nie udało się to ani Lepperowi, ani MIchnikowi. Lis kokietował, uwodził, drażnił. Tysiąc osób słuchało go jak guru
• Po co przyszedłeś? – pytam Arka, studenta trzeciego roku anglistyki.
– Do tej pory widziałem Lisa w telewizji. Jest wyższy niż mi się wydawało.
Z ciekawości przyszły też Magda i Angelika. – My w ogóle nie oglądałyśmy „Faktów”, ale o Lisie powiedzieli nam znajomi – mówią dziewczyny. – Miało być fajnie, jak na razie jest ścisk.
Próbujemy dostać się pod scenę. – Gdzie się pchacie? – padają okrzyki z tłumu. Ktoś wkłada mi łokieć między żebra, więc nie pozostaję dłużna. Walę go w bok.
Wchodzi Tomasz Lis.
Sztuka dezorganizacji
– Wiecie co to jest rewolucja? – mówi do zgromadzonych słuchaczy. – To właśnie to! Zdecydowanym ruchem zaprasza na scenę tych, którzy tłoczą się przy schodach. – Chodźcie, chodźcie – mówi Lis. – Ale was dużo. Tak zdezorganizować scenę to też sztuka.
Wykładowcy są zaskoczeni. – W piątki nie ma studentów na uniwersytecie – żartują. – Gdzie nie spojrzeć to pustki w ławkach. A dzisiaj? Proszę bardzo. Lis reaguje szybko – Studenci na uniwersytecie są. Tylko na zajęciach ich nie ma – mówi.
Patrzę po zgromadzonych. Prawie każdy trzyma w rękach książkę „Co z tą Polską”. Wpatrują się w w Lisa, jakby od niego zależała ich przyszłość. Są zachwyceni jego naturalnością. Tym, że chce być blisko nich
W drugim rzędzie siedzi pan Eugeniusz.
• Pan też przyszedł, żeby posłuchać Tomasza Lisa?
– Chciałem go zapytać, czy będzie prezydentem. Bo ja będę na niego głosował – odpowiada.
Lis na pociechę
– Jechałem tutaj i zastanawiałem się gdzie znaleźć pociechę? – mówi Lis. – I nagle patrzę... Jest! Jakieś osiemnaście kilometrów przed Lublinem.
Cała aula pokłada się ze śmiechu. Tylko pan Eugeniusz nie bardzo wie o co chodzi. Nigdy nie słyszał o podlubelskiej miejscowości o nazwie Pociecha. – Ale jadę dalej – kontynuuje Lis. – A tu Czarny Punkt. Osiemnastu zabitych. No i koniec Pociechy. Miejscowości zresztą też.
– No i z czego rżysz? – pyta swoją koleżankę Wioleta. – Co w tym śmiesznego?
Uciec to zbyt proste
– Zaraz będziecie mi zadawać pytania – mówi Lis. – Ale jeszcze wam opowiem, jak wczoraj ćwiczyłem uda. Byłem w Pabianicach i przy podpisywaniu książki tak napierali na mój stolik, że musiałem go trzymać nogami. Inaczej zmietliby mnie na ścianę.
Zaczynają padać pierwsze pytania.
• Połowa młodych ludzi chce stąd wiać. Bo nie widzi nadziei. Jak ich przekonać, żeby zostali w kraju, gdzie liczą się tylko układy?
– To porażka naszego kraju. Po tylu latach transformacji młodzi uciekają na Zachód. Wyjechać można. Nawet na kilka lat. Byleby potem wrócić. Uciec to zbyt proste. Nawołuję do tego, żebyśmy stanęli do walki. Wyjdźmy na to cholerne boisko. Gryźmy trawę, ale spróbujmy coś zmienić.
• Jesteś idealistą. Te twoje wywody, to tylko piękne hasła – mówi Bartek. Jakbym czytał „Odę do młodości”. Mdli mnie od tego romantyzmu. Czy Ty w ogóle wierzysz, że jeszcze będzie lepiej?
– Tak! To jest romantyczne – odpowiada Lis, na potwierdzenie cytując kilka wersów „Ody do młodości”. Ale kto, do jasnej cholery, ma tę Polskę zmienić, jak nie my? Chcę grać w pierwszej lidze. Mam dosyć oglądania kolejnych sportowców, którzy już wychodząc na boisko, mają łzy w oczach.
• Pisze pan w swojej książce, że nie ma oczywistych faworytów na wysokie urzędy. Ale może za rok, może za dwa pojawi się ktoś, kto będzie mógł kandydować na prezydenta. Czy pan będzie kandydował?
– A czy powinienem? – odpowiada pytaniem na pytanie Tomasz Lis. – Chciałbym być dziennikarzem, ale nie wiem, czy mi się na to pozwoli.
Potrzebujemy wodza
• Wolałby pan być dziennikarzem niż prezydentem?
– Jestem dziennikarzem. I powiedzcie, czy to nie jest chore, jeśli ludzie widzą prezydenta w osobie, która tylko napisała książkę o tym kraju?
• Będę na pana głosował
– To miłe.
Dyskusja robi się burzliwa. Niektórzy słuchają z otwartymi ustami. Tylko pan Eugeniusz w drugim rzędzie zamknął oczy i zaczyna pochrapywać.
Nie wszyscy mogą dostać się do mikrofonu, więc krzyczą z miejsc. – Trzeba skreślić parlament – rzuca ktoś z ostatnich rzędów. – Potrzebujemy wodza! Ludzie nie potrafią się zorganizować wokół bandy trzystu osiemdziesięciu durni. – Chyba czterysta sześćdziesięciu i nie wszyscy są durniami – kwituje Lis. –Nie wrzucałbym wszystkich polityków do jednego kubła. Od tego jest Lepper.
Mnie się w życiu udało
• A jakie zarobki miał pan w TVN? Czy może się pan wypowiadać jak zwykły obywatel?
– Nie wydaje mi się, żeby naród mieli reprezentować nieudacznicy. Mnie się w życiu udało, ale przecież jestem zwykłym człowiekiem. W każdym razie śmieszy mnie postępowanie posłów, którzy zgadzają się na życie za pięćset zł. To pajace, którzy udają, że czują elektorat.
– Brawo, brawo – krzyczy pan Eugeniusz, który ocknął się właśnie z drzemki. – Jak oni mogą nas zrozumieć? Panie Tomaszu niech pan kandyduje!
Właśnie ktoś zadał pytanie o telewizję.
– Jestem dumny z Faktów. Udało nam się stworzyć najlepszy program informacyjny w Polsce. Czuje się tam jak u siebie. Byłem nawet dzisiaj rano w redakcji. To praca na wysokich obrotach. Czasami jeszcze minutę przed rozpoczęciem programu nie mamy materiału. Wtedy można się zdenerwować.
Wszyscy pękają ze śmiechu. – Jaki on jest fajny – szepczą studenci siedzący koło mównicy. – A myśleliśmy, że to sztywniak w gajerku.
Będę szukał pracy
Organizatorzy przerywają spotkanie. – Musimy już kończyć. Do stolika na scenie ustawia się bardzo długa kolejka tych, którzy liczą na autograf. Podpisywanie książek trwa prawie godzinę. Każdy chciałby zamienić chociaż słowo z Tomaszem Lisem. Uścisnąć mu rękę. Niektórzy robią zdjęcia.
– Nie przypuszczałem, że przyjdzie tyle osób – mówi Tomasz Lis do stojących obok. – Jeszcze nigdzie nie było takich tłumów jak w Lublinie.
• To co będzie teraz z Lisem? – pytam.
– Będzie szukał pracy.