Na derby Lubelszczyzny do Puław pojechało około tysiąca kibiców Motoru. Działacze Wisły nie mogli jednak wpuścić wszystkich na swój obiekt. – Takie są przepisy – tłumaczy rzecznik klubu.
Od początku motorowcy byli pieczołowicie pilnowani przez policję. Eskortowano ich z dworca pod stadion i z powrotem. W trakcie przemarszu zamknięto na pewien czas część ulic. Po przybyciu na ul. Hauke-Bossaka okazało się, że cała grupa nie zostanie wpuszczona na trybuny.
– Zupełnie nie rozumiem tej decyzji – mówi Paweł Rutkowski, kibic Motoru. – Każdy z nas miał przygotowane pieniądze na bilet, chcieliśmy kupić wejściówki i usiąść na sektorze wskazanym przez gospodarzy.
Na miejscu okazało się jednak, że tak nie będzie. – Nikt nie powiedział nam dlaczego. Zostaliśmy za to stłoczeni przez policję pod ogrodzeniem na 30-stopniowym upale i musieliśmy tak stać przez kilka godzin. Nie mogliśmy skorzystać z toalet. Nie mieliśmy nawet możliwości nabycia butelki wody – twierdzi Rutkowski.
Fani Motoru nie zrezygnowali z dopingu dla swojej drużyny. A widok i tak mieli dobry.
– Jak na dłoni. Dziwię się decyzji puławskiego klubu, bo gdybyśmy weszli na stadion to zarobiliby na nas. Licząc tylko bilety ulgowe byłoby pewnie z 5 tys. zł, które piechotą przecież nie chodzi – komentuje kibic Motoru.
Wisła nie ma sobie nic do zarzucenia. – Zgodnie z planem bezpieczeństwa zatwierdzonym przez policję oraz ustawą o bezpieczeństwie imprez masowych na sektor kibiców gości możemy wpuścić tylko 105 osób – informuje Michał Świderski, rzecznik prasowy puławskiego klubu.
– Taką informację wysłaliśmy do prezesa i rzeczniczki Motoru już dwa tygodnie przed meczem. Nie wiem dlaczego nie została ona przekazana kibicom. Gdyby tak się stało, wtedy uniknęlibyśmy tego całego zamieszania.
Świderski podkreśla, że w całym działaniu nie ma złej woli ze strony klubu. Bo choć w nadzwyczajnych sytuacjach Wisła może zwiększyć liczbę osób w sektorze gości do 200, to w tym przypadku i tak było to zdecydowanie za mało.
– Padła taka propozycja, ale kibice Motoru sami podjęli decyzję, że zostają za ogrodzeniem. Powiedzieli: albo wejdziemy wszyscy, albo nikt. A nas obowiązują przepisy i nie mogliśmy się zgodzić na to żeby wpuścić całą grupę. Nie rozumiem też pretensji, że nie mieli toalet, czy wody. To wszystko jest, ale oczywiście na stadionie. Gdyby przyjechali w mniejszej ilości nie byłoby problemu – dodaje rzecznik Wisły.