Motor Lublin zmierzy się w niedzielę na wyjeździe z Pelikanem Łowicz. Jeśli myśli o wygranej musi poprawić grę w defensywie
Tylko w ostatnich trzech meczach ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki, Radomiakiem Radom i Limanovią Limanowa, a więc drużynami z dołu tabeli, lublinianie stracili aż siedem bramek.
W sumie na koncie „żółto-biało-niebieskich” jest 19 straconych goli, a to jeden z niechlubnych wyników w całej lidze. Gorzej pod tym względem wypada tylko ostatnia w tabeli Garbarnia Kraków, która ma 22 stracone bramki, a na równi z Motorem jest jeszcze tylko Legionovia Legionowo.
Po części wynika to z kontuzji. Ze składu Motoru wypadli dwa doświadczeni zawodnicy: Damian Falisiewicz i Grzegorz Bronowicki. Ale trener Robert Kasperczyk zaraz po przyjściu do lubelskiej drużyny zwrócił uwagę na problem dużej ilości traconych bramek. A to oznacza, że istniał on już wcześniej.
– W sumie tych bramek mamy straconych za dużo, zajmujemy nawet pod tym względem niechlubne miejsce w lidze i nad tym na pewno trzeba popracować – mówił szkoleniowiec po spotkaniu ze Świtem, wygranym 3:2.
Czy naprawa defensywy jest możliwa jeszcze w tej rundzie, czy dopiero zimą, w trakcie okresu przygotowawczego, kiedy do drużyny będą też mogli dołączyć nowi piłkarze?
– Trzeba dać tym obecnym zawodnikom kredyt zaufania do końca rundy – odpowiada Kasperczyk. – Potrzebujemy paru spotkań, w których zagramy tą samą czwórką obrońców.
Na razie rotacja w tej formacji jest bardzo duża. A potrzeba nam stabilizacji. Marzy mi się żebyśmy wreszcie zagrali mecz na zero z tyłu, bo w tej rundzie zdarzyło się to tylko raz, ze Stalą Stalowa Wola. Mam nadzieję, że w Łowiczu się przełamiemy.
Szanse są, bo treningi wznowił w tym tygodniu Bronowicki i będzie mógł być brany pod uwagę przy ustalaniu składu. Po pauzie za czerwoną kartkę wraca też Sebastian Orzędowski.
Szkoleniowiec Motoru podkreśla, że solidna obrona to podstawa sukcesu drużyny. – Bez tego nie da się zrobić awansu. Bo co z tego, że strzelamy dużo bramek, skoro równie dużo tracimy? – pyta retorycznie Kasperczyk.