Przemocy w domu doświadcza co trzecia polska kobieta. Bita i poniżana musi bronić się sama, ale każdy z nas może jej w tym pomóc.
W całej Polsce każdego roku policja jest wzywana do blisko miliona awantur domowych. Do sądów wpływa jednak zaledwie kilkanaście tysięcy spraw o znęcanie się nad rodziną.
Przemoc w rodzinie to nie tylko bicie
Jednym z mitów, jakie narosły wokół zjawiska przemocy w rodzinie, jest przekonanie, że ich ofiary w gruncie rzeczy akceptują przemoc, że gdyby chciały, to odeszłyby od swych katów.
- Ofiary przemocy często nie mają nawet poczucia, że dzieje się coś złego. Oczekują, że rozwiązanie sytuacji przyjdzie od środka, ale tak się nie dzieje - mówi Agnieszka Wasilewska z Niebieskiej Linii.
To dlatego nawet po interwencji policji kobiety proszą, by ich katów nie zamykać w więzieniu, odwołują zeznania, nie chcą iść do sądu.
Trzy fazy
1.W pierwszej narasta napięcie i agresywność sprawcy. Byle drobiazg go denerwuje, o wszystko ma pretensje, czepia się, awanturuje i coraz bardziej nakręca. Kiedy to napięcie osiąga apogeum, następuje...
2. Faza druga - wybuch agresji. Wtedy on bije gdzie popadnie, rujnuje mieszkanie.
3. Po ataku nadchodzi faza trzecia - "miodowego miesiąca”. Facetowi mija złość, wychodzi z transu, widzi, co narobił i nagle staje się innym człowiekiem. Szuka usprawiedliwienia, okazuje skruchę, przeprasza, nawet płacze - obiecując, że to się więcej nie powtórzy. Przynosi kwiaty, kupuje prezenty, zapewnia o miłości. Psychologowie mówią, że "przykleja plaster”. A kobieta wierzy, że to był tylko incydent, czuje się znów kochana.
- Często jest święcie przekonana, że akt przemocy więcej się nie powtórzy.
To jednak bardzo złudne
Złudne, bo potem u niego znów narasta napięcie, niebezpiecznie kumulują się urazy, frustracje, kompleksy, niespełnione marzenia, doznane upokorzenia. I znów dochodzi do wybuchu. Koszmar narasta. Kobieta, która najpierw oczekiwała zmiany i broniła się, wpada w depresję. Zaczyna czuć się winna i staje się bezsilna. Wpada w krąg bezradności i wierzy, że taki jest jej los. Cierpi, a to, że nie odchodzi od swego kata, wynika z zależności od niego, z tego, że nie miałaby gdzie się z dziećmi podziać, ale także z przekonań na temat małżeństwa i z powodu nacisków ze strony rodziny, znajomych, sąsiadów.
A wam nic do tego!
- Kiedy widzimy przejawy przemocy na ulicy, to zazwyczaj reagujemy, ale kiedy coś złego dzieje się u sąsiada za ścianą, udajemy, że nie ma sprawy - mówi Wacław Mitoraj. - Tymczasem i z prawnego, i z moralnego punktu widzenia to jest taka sama krzywda, na którą powinniśmy reagować.