Nigdy nie byłam u psychologa. Zawsze jednak zadawałam sobie pytanie, jak to jest? a raczej, jak tam jest? Wcieliłam się w postać niezorientowanego studenta, który chcąc udać się do psychologa musi przejść cała biurokratyczną drogę.
Zabawa pani doktor w psychologa stała się jeszcze bardziej zabawna, gdy lekarka zaczęła zaglądać do jakiejś broszurki z pojęciami psychologicznymi, by coś wpisać w tym nieszczęsnym skierowaniu. Ten etap mojej drogi był najbardziej stresujący i wręcz bezsensowny, ale niestety konieczny. Odniosłam wrażenie, że lekarz rodzinny ma za zadanie zniechęcić do psychologa i tym samym nie dać mu się zbytnio napracować. Wizyta była bardzo pouczająca, zwłaszcza że dowiedziałam się iż najlepiej jest iść do psychologa prywatnego, gdyż tam cały formalizm jest pominięty. Tak zachęcona przez ”moją” panią doktor, z wywieszonym na brodę językiem i białą kartą skierowania w dłoni dotarłam do pani psycholog. Byłam przygotowana na wszystko. Jednak w porównaniu z wcześniejszymi przeżyciami nie było najgorzej. Czułam się jak jeden z wielu pacjentów, bardzo anonimowo, co w zasadzie było sytuacją wygodną i zapewniającą duże poczucie bezpieczeństwa. Ale również tutaj czułam się jak królik doświadczalny. Zwłaszcza gdy rzucono mi jakieś testy i formularze do wypełnienia i zostałam sama w pokoju. Bezmyślnie kreśląc co mi przyszło do głowy po płachtach z pytaniami pomyślałam, że podziwiam ludzi tu przychodzących (trzeba mieć niemało w sobie siły i chęci). Doszłam do przekonania, że ludzie z prawdziwymi problemami, przeżywają je w samotności, w czterech ścianach swojego domu, a ci szwędający się po gabinetach robią to z nudy, lub z ciekawości tak jak ja. Została ona jednak (moja ciekawość) w dużym stopniu zaspokojona, na tyle dużym, że uciekałam z gabinetu bez zamiaru powrotu w najbliższym czasie. Swoje skołatane nerwy spróbuję podleczyć w pubie z przyjaciółmi. Wszystkim mającym zamiar wybrać się do psychologa radzę uzbroić się w optymizm, dużo silnej woli i wyrozumiałość dla wszelakich przejawów biurokracji. Dla bezpieczeństwa swojego, a zwłaszcza innych nie podaje nazwisk, imion, nazw ulic, sama także najchętniej zachowałabym anonimowość, ale co zrobić, takie są wymagania redakcji.