Po trzech I-ligowych meczach Motor miał zerowy dorobek punktowy i szansy na przerwanie złej passy szukał z liderem.
Walka z czołowym zespołem zaplecza ekstraklasy, który w tym sezonie jeszcze nie poniósł porażki i nie stracił gola, była bardzo trudnym zadaniem, a przykre doświadczenia z poprzednich meczów nie dodawały otuchy.
Dlatego kibice z niepokojem czekali na kolejny występ Motoru. Ciężkie chwile przeżywał także szkoleniowiec lublinian, który zdawał sobie sprawę, że następne niepowodzenie mogłoby przyspieszyć ostrzejszą reakcję zarządu klubu, chociaż jego przedstawiciele zapewniali, że nikt nie myślał o zmianie na stanowisku trenera.
Korzystny wynik, a za taki trzeba uznać remis z Podbeskidziem, był też potrzebny samym zawodnikom, chcącym odzyskać wiarę w swoje możliwości.
Motor pierwszy przeprowadził groźny atak. Tomasz Lenart zapędził się pod pole karne gości, dośrodkował, jednak Kamil Król nie sięgnął piłki, mimo 193 cm wzrostu.
Zobacz wypowiedzi po meczu
W 12 min okazję miał Marcin Popławski, strzelając z pierwszej piłki po centrze Janusza Iwanickiego. Kapitan lubelskiej drużyny, zamykający atak z prawej strony, podjął dobrą decyzję, ale zabrakło precyzji i jedyną korzyścią był rzut różny.
Mimo sporej koncentracji lublinianie nie ustrzegli się błędów przy wyprowadzaniu piłki z własnej połowy. Brak dokładności i straty, to w tej chwili największa zmora piłkarzy Motoru. Agresywniejsza gra Podbeskidzia oznaczała kłopoty.
Tak było w 16 min, kiedy Przemysław Żmuda i Krzysztof Lipecki nie potrafili przeszkodzić przeciwnikom. Futbolówka ostatecznie dotarła do Damiana Świerblewskiego, który znalazł się sam na sam z lubelskim bramkarzem.
Napastnik Podbeskidzia przed rokiem dwukrotnie trafił na stadionie przy Al. Zygmuntowskich (występował wówczas w barwach Łomży), ale tym razem przegrał pojedynek z Przemysławem Mierzwą.
Chwilę później znowu było gorąco na polu karnym Motoru, jednak piłkarz gości pomógł sobie ręką. Do końca pierwszej połowy żadnej ze stron już nie udało się stworzyć klarownej sytuacji. Walka, mało atrakcyjna dla widzów, toczyła się głównie w środkowej strefie, gdzie momentami przeważali bardziej ograni rywale.
Po zmianie stron Łukasza Merdę próbował zaskoczyć uderzeniem z dystansu Rafał Król. Później kontrę wyprowadziło Podbeskidzie. Na czystą pozycję mógł wybiec Świerblewski, powstrzymany przez Dawida Ptaszyńskiego. Sędzia uznał, że lublinianin zagrał nieprzepisowo, ale na szczęście ukarał zawodnika gospodarzy tylko żółtą kartką.
Szansę na zmianę wyniku miał także Martin Matuś, jednak strzelił w środek bramki, w ręce Mierzwy. W 78 min niefrasobliwość defensorów mogła się źle skończyć dla gospodarzy. Źle wybita piłka spadła na nogę Krzysztofa Zaremby, który natychmiast uderzył tuż obok słupka. Kolejny atak gości również nie przyniósł im powodzenia, chociaż do zacentrowanej piłki wystartowało dwóch rywali.
Motor również miał chrapkę na gola, jednak wciąż rozgrywał piłkę zbyt nerwowo. W 86 min silnie uderzył Jarosław Pacholarz, jednak nikt nie dobiegł do futbolówki odbitej przez Merdę.
Motor Lublin - Podbeskidzie Bielsko-Biała 0:0
SKŁADY
Motor: Mierzwa - Zawadzki, Ptaszyński, Bożyk, Lenart (72 Misztal) - R. Król, Lipecki, Żmuda - Iwanicki, K. Król (90 Kowalczyk), Popławski (84 Pacholarz).
Podbeskidzie: Merda - Cienciała, Szmatiuk, Dancik, Osiński - Sacha, Jarosz, Matusiak (89 Hirsz), Żmudziński - Matuś (74 Zaremba), Świerblewski (74 Chrapek).
Żółte kartki: Bożyk, Ptaszyński, Lipecki, Iwanicki - Osiński.
Sędziował: Michał Mularczyk (Skierniewice).
Widzów - 1,5 tys.