Jan Kanthak uśmiecha się ze ściany kamienicy na lubelskim deptaku. To reklama biura poselskiego polityka Solidarnej Polski. Powieszona dziś bez pozwolenia konserwatora zabytków
Baner jest dość duży. Jest na nim zdjęcie posła, logo sejmu i dwóch partii politycznych: Solidarnej Polski i PiS. Na kamienicy przy Krakowskim Przedmieściu 19 zawisł w piątek rano.
Niedługo później do naszej redakcji zadzwonił jeden z mieszkańców. – To zawsze było biuro widmo. Nie ma człowieka, a jest szyld. I to pewnie bez pozwolenia konserwatora – zżyma się mężczyzna.
Jak się okazuje – ma rację.
– Nie było pozwolenia na powieszenie tego szyldu – potwierdza Dariusz Kopciowski, Lubelski Wojewódzki Konserwator Zabytków.
– Właśnie to załatwiamy – przyznaje asystentka parlamentarzysty, którą w piątek popołudniu zastajemy w biurze poselskim Jana Kanthaka. – Wcześniej też mieliśmy szyld, taki mniejszy. Zostało tylko miejsce zmienione. Nie wiedzieliśmy, że musi złożyć wniosek o pozwolenie.
Jak przyznaje, o tym, że taki dokument od konserwatora zabytków jest potrzebny, dowiedziała się dziś. – Od drugiego asystenta – stwierdza dziewczyna. – Słyszałam też, że płaskie szyldy nie potrzebują pozwoleń, tylko te wystające. To jednak nieprawda… Mam nadzieję, że uda się ten wniosek złożyć jeszcze dziś, choć jest to dość skomplikowane.
Jan Kanthak swoje biuro poselskie na deptaku otworzył w lutym 2020. Na tym wydarzeniu pojawili się m.in. posłowie PiS Przemysław Czarnek i Sławomir Skwarek, a pomieszczenia poświęcił ksiądz.
Kanthak, który pochodzi z Gdańska, a wybory do sejmu w Lublinie wygrał przy pomocy największych billbordów w mieście, swoje biuro poselskie otworzył jako ostatni z lubelskich parlamentarzystów. Zdecydował się na pomieszczenia zajmowane wcześniej przez senatora Andrzeja Stanisławka (kamienicę w użytkowaniu wieczystym ma firma Santrex, której właścicielami są Włosi).
Gdy rok po hucznym otwarciu biuro chcieli odwiedzić dziennikarze lubelskiej Gazety Wyborczej, na II piętrze kamienicy zastali jedynie kartkę na drzwiach. „Nie wiem, gdzie jest biuro poselskie. Bardzo proszę nie przeszkadzać” – napisał na swoich drzwiach sąsiad z piętra.
Dziś wejście do biura jest już wyraźnie oznaczone, są nawet godziny przyjęć interesantów (pon-pt w godz. 8-16). Pracownica biura zapewnia też, że jest możliwe umówienie się z posłem na spotkanie, a on sam często bywa w Lublinie
– Zdarza się do kilku razy w tygodniu. Wszystko zależy od obowiązków posła w Warszawie – tłumaczy.
Jan Kanthak, rocznik ’91, z wykształcenia prawnik, do czasu ostatnich wyborów parlamentarnych zupełnie nie był związany z naszym regionem. Był radnym miejskim Gdańska i rzecznikiem prasowym ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.
W 2019 roku wystartował z ostatniego miejsca na lubelskiej liście PiS, ale jego kampania tania nie była. Billboardy były ogromne, a hasła chwytliwe („Zalew Zemborzycki polskim Balatonem. Świat zobaczy piękno regionu”, „Szczęśliwa rodzina. Praca, zdrowie, rozwój – tutaj, a nie na emigracji”).
Kanthak zdobył 12 803 głosy i został posłem. Od tego czasu mediów nie unika, wręcz przeciwnie. Często gości w studiu TVP Info, a dzięki kontrowersyjnym wypowiedziom, często trafia na czołówki gazet i portali.
Ze sprawozdań, jakie można znaleźć na stronie sejmu, wynika, że na prowadzenie swojego jedynego biura poselskiego w 2021 roku poseł Solidarnej Polski wydał 194 tys. zł. W tym: 29,7 tys. zł to koszty najmu lokalu; 32,9 tys. zł kosztowały przejazdy samochodem a 1 857 zł taksówki. Telefon i Internet to 2,8 tys. zł, a wynagrodzenia pracowników biura - 18 tys. zł (umowy o pracę) i 41 tys. zł (inne umowy).
Rok wcześniej prowadzenie tego biura miało kosztować 205 tys. zł, z czego najwięcej poseł wydał na wynagrodzenia (79,9 tys. zł), jazdę samochodem (39 tys. zł) i czynsz (40,4 tys. zł).