Celnicy z Białej Podlaskiej przymykali oczy na zaniżoną wartość samochodów sprowadzonych ze Szwajcarii. Dzięki temu importerzy płacili mniejsze opłaty celne. Przez cztery lata "zaoszczędzili” w ten sposób ponad 25 mln zł.
Mechanizm przekrętu był prosty. Przedsiębiorcy legalnie kupowali samochody w Szwajcarii. Płacili tyle ile były warte. W drodze do Polski auta gwałtownie "traciły” na wartości. W urzędzie celnym w Białej Podlaskiej okazywało się, że są warte znacznie mniej. Tak wynikało ze sfałszowanych faktur. I tak samochód kupiony za 88 tys. franków szwajcarskich, miał kosztował zaledwie osiem tysięcy franków.
Celników takie zaniżone kwoty nie dziwiły. Na ich podstawie naliczali jaką opłatę ma zapłacić sprowadzający samochód. Według prokuratury nie robili tego bezinteresownie. 22 celników zostało oskarżonych o branie za to łapówek.
- Za taką odprawę samochodu trzech celników dostawało do podziału 300 zł – mówi Andrzej Jeżyński, naczelnik wydziału ds. przestępczości zorganizowanej PA w Lublinie. – Jeden z oskarżonych za przychylność otrzymał sprowadzony ze Szwajcarii samochód.
W sumie do kieszeni celników trafiło 230 tys. zł. Czterech celników usłyszało zarzut niedopełnienia obowiązków. Według prokuratury wiedzieli o procederze ale nie ma dowodów na to, że brali łapówki.
Na ławie oskarżonych zasiądzie również dwóch rzeczoznawców. Wydali opinie, z których wynikało, że sprowadzone samochody rzeczywiście są niewiele warte. Za jeden dokument dostawali 200 zł bądź 500 zł.
13 oskarżonych zadeklarowało, że chce się dobrowolnie poddać karze. Czterej z nich to celnicy.