Bialski prezydent z wiceprezydentem przygotowują w tajemnicy plan dużych oszczędności w oświacie w Białej Podlaskiej. Przed rokiem zawrzało, kiedy podobne projekty ujrzały światło dzienne.
Przed rokiem prezydent Czapki chciał połączenia kilku szkół przy ulicach Sidorskiej, Narutowicza, Augusta Zygmunta i Akademickiej. Chodziło o zaoszczędzenie prawie 1 mln zł na redukcji kadry administracyjno-obsługowej w zespołach oraz o lepsze wykorzystanie hal, sal i boisk. Kilka rad pedagogicznych wypowiedziało się przeciwko tej fuzji. Sprzeciwiali się jej też radni PO i PiS. Były petycje i protesty uczniów.
Obecnie sytuacja budżetowa miasta wcale nie jest lepsza. Konieczne są duże oszczędności. – Na kredzie i wodzie nie da się już w szkołach oszczędzać. Planujemy z wiceprezydentem Waldemarem Godlewskim działania reformatorskie. Nie będzie zwolnień nauczycieli ze względów finansowych, poza przypadkami, kiedy zabraknie w szkole uczniów – wstępnie zapowiedział niedawno Andrzej Czapski.
Nadzorujący bialską oświatę Waldemar Godlewski, I zastępca prezydenta, unika podania jakichkolwiek szczegółów.
– Prowadzę konsultację. Nie mogę nic powiedzieć do prasy. Najpierw powiadomię dyrektorów i rady pedagogiczne – mówi. I dodaje, że jeśli będzie decyzja o łączeniu szkół, to musi ona trafić na sesję samorządu do końca lutego.
Kazimierz Wojtaszek, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 9 im. Królowej Jadwigi, przyznaje, że jeszcze nic nie wie o możliwych łączeniach szkół.
– W obiekcie powinien być jednak jeden gospodarz. Wtedy zmniejszają się koszty związane z administracją. Trudno teraz nam rozliczać energię i wodę, gdy są dwie szkoły w gmachu – zauważa Wojtaszek.
– Najpierw muszę poznać zasady łączenia, aby mieć swoje zdanie – mówi radna Ewa Majewska (SLD), pracująca w SP nr 5.
Także jej dyrektor Jan Jakubiec dyplomatycznie uchyla się od oceny pomysłu łączenia jego szkoły z sąsiednim gimnazjum.
– Będę wykonywać politykę, którą nakreśli organ prowadzący szkoły – deklaruje.
Jeden z nauczycieli Publicznego Gimnazjum nr 4 im. Marszałka Józefa Piłsudskiego nie kryje jednak obaw, że po połączeniu z sąsiednią podstawówką, może dojść do zwolnień pracowników jego szkoły.
Radny Stefan Konarski (PiS) krytycznie ocenia próbę tworzenia dużych liczebnie oddziałów.
– Kiedy powstaną klasy po 30-35 uczniów, pogorszy się jakość kształcenia. W dużych molochach gorzej będzie funkcjonować małym dzieciom – uważa Konarski.