Po likwidacji Izby Wytrzeźwień w Białej Podlaskiej jej funkcję przejął miejscowy dworzec kolejowy. Grupki bialskich alkoholików nie niepokojone przez nikogo piją tam wprost z butelek wódkę i piwo.
Cała sala wstrętnie cuchnęła stężonym moczem jakby prócz izby wytrzeźwień i meliny zarazem była także ubikacją. Obawiający się chłodu podróżni musieli jednak męczyć się w tym śmierdzącym pomieszczeniu.
Przez godzinę nie pojawiły się tam żadne służby, ani SOK, ani policja, ani Straż Miejska. Pewnie od dość dawna omijają one wspomnianą poczekalnię, gdyż agresywni alkoholicy czują się panami tego pomieszczenia. Leon Łastowski, komendant rejonowy Straży Ochrony Kolei w Małaszewiczach był zdumiony opisem tej sytuacji. Przyznał, że w budynku bialskiego dworca kolejowego znajduje się nawet placówka SOK.
- Nie mamy jednak dworca i poczekalni pod ochroną. Zarządzający tym budynkiem Zakład Nieruchomości z Białegostoku nie zawarł formalnej umowy z nami na ochronę wspomnianego obiektu. Mimo braków pisemnego porozumienia, postaramy się zwrócić uwagę na panujący tam porządek. Mamy porozumienie o współpracy z policją i Strażą Miejską. Wiemy o jednym bezdomnym koczującym na poczekalni - mówi Leon Łastowski.
Kiedy zasygnalizowaliśmy ten problem w bialskim magistracie, mimowoli usłyszeliśmy złośliwe komentarze jednego z wiceprezydentów; czy przypadkiem wąchaliśmy alkoholików lub użyliśmy probierza. Wczoraj Anna Daniluk, rzecznik prasowy Urzędu Miasta, zapewniła nas, że porozmawia z komendantem Straży Miejskiej w sprawie zwrócenia baczniejszej uwagi na sprawdzanie porządku w budynku dworcowym. Podkreśliła, iż jedynych czterech bezdomnych znalazło już schronienie w przeznaczonym dla nich budynku przy ul. Narutowicza.
Niewątpliwie, dworzec kolejowy w Białej Podlaskiej stał się fatalną wizytówką niedawnego miasta wojewódzkiego. Cuchnie tam nie tylko mocz, ale klimacik bezgranicznej tolerancji dla agresywnych alkoholików zbierających haracz od podróżnych.