51-letni ginekolog Andrzej D. z Białej Podlaskiej został wczoraj uznany
za winnego tylko nieudzielenia pomocy ofierze wypadku. Sąd oddalił zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Za ucieczkę z miejsca tragedii lekarz został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata oraz na 2 tys. zł grzywny.
Przypomnijmy. 20 stycznia 2004 r. w Lebiedziewie (gm. Terespol) na skraju jezdni znaleziono zwłoki 45-letniego Stanisława Jaroszuka. Policja ustaliła, że mężczyzna został przejechany przez samochód. Sekcja zwłok wykazała, że denat miał w organizmie aż 3,6 promila alkoholu. O śmierć oskarżono Andrzeja D.
Wczoraj sąd stwierdził, że brakowało danych, aby uznać, że lekarz jechał swoim audi z nadmierną prędkością. Powołując się na opinię biegłych uznał, że kierowca Andrzej D. mógł nie zauważyć leżącego na jezdni człowieka. Sąd nie dał wiary wyjaśnieniom ginekologa, jakoby nie zauważył na co najechał. – Musiał zobaczyć,
że to był człowiek. Oddalenie się z tego miejsca lekarza było naganne – uzasadniała wyrok sędzia.
Wdowy Janiny Jaroszuk nie było na ogłoszeniu wyroku. Powiedziała nam, że nie miała sił pojechać do sądu, by ponownie przeżywać tragedię, jaka ją spotkała. – Jestem przybita tym bardzo łagodnym wyrokiem. Nie dostałam renty po mężu, a mam na utrzymaniu troje dzieci. Sama muszę prowadzić 19-hektarowe gospodarstwo. Pewnie wystąpię o rewizję – wyznała.
Ginekolog i jego obrońca również zapowiadają apelację. Wyrok nie jest prawomocny.