Rozmowa z Dorotą Wellman
Każda kobieta może być piękna?
- Oczywiście. Niezależnie od wieku, wagi i wzrostu. Każda z nas może być modelką… na swoim życiowym wybiegu.
Tylko jak przekonać do tego Polki?
- Trzeba kobietom trochę w mózgach poprzestawiać. To nie jest łatwe. Bo zwykle najpierw znajdujemy w sobie, to co jest, złe, a nie piękne. Taka kultura i wychowanie, że kobieta jest cicha i skromna. A ja mam nadzieję, że książka taka jak moja, spowoduje, że kobiety inaczej zaczną o sobie myśleć. Że patrząc w lustro, polubią siebie. Na tym mi zależy, by kobiety z pewnością szły do przodu.
Od czego zacząć?
- Przede wszystkim, ważne, co mamy w głowie. Poukładać sobie należy, że są istotniejsze rzeczy niż jedna fałdka na brzuchu. To nie problem. Później, o czym piszę w książce, warto się przekonać, że niezależnie od zawartości portfela, można wyglądać naprawdę dobrze. Modą trzeba się trochę pobawić. Pójść do sklepu, poprzebierać się, bez Goka Wana. Każda z nas może znaleźć swój styl, ale trzeba trochę poszukać i nie przejmować się tym, co mówi sąsiadka.
Jest jakaś granica?
- Ja w swoim wieku, a mam 53 lata, nie założyłabym np. miniówki, bo wyglądałabym ordynarnie i idiotycznie. Z przodu liceum, a z tyłu muzeum. Albo odwrotnie. Niekoniecznie musimy mieć dekolt jak Doda, by czuć się dobrze i młodo. Czasami wystarczą fajne skórzane spodnie albo dżinsy.
W czym się Pani najlepiej czuje?
- Uwielbiam sukienki. To uosobienie kobiecości. Zarówno latem i zimą, do kozaków i sandałów. Mam ich wiele w swojej szafie. A na co dzień, biegam właśnie w dżinsach, wygodnych butach i T-shircie. Ale lubię też eksperymentować, np. z kolorami. W czerwonym czuję, że jestem jak Pendolino.
Ubiera się Pani dla siebie?
- Tak, przede wszystkim chcę się podobać sobie. Za stara już jestem, by podobać się mężczyznom. Nawet ładną bieliznę zakładam dla siebie. A fajną sukienkę zakładam, by poczuć się bardziej kobieco. A czasami na złość koleżankom.