Życie 12-letniego Mateusza Grzywacza zależy od wiejskiej drogi. Bo nigdy nie wiadomo, czy karetka wożąca chłopca na dializę w ogóle dojedzie do szpitala. A może ugrzęźnie w błocie?
- Karetka czeka na asfaltowej drodze, dwa kilometry od naszego domu - mówi Beata Grzywacz, mama Mateusza. - Kierowca nie zaryzykuje dalszej jazdy, bo może ugrzęznąć w błocie. Te dwa kilometry nieutwardzonej drogi to życie naszego syna.
Droga jest w opłakanym stanie. Kiedy popada deszcz, nie da się tamtędy przejechać samochodem. A chłopca na wózku trzeba jakość przetransportować do asfaltówki. Nie jest to łatwe. - Często musimy prosić o pomoc sąsiadów. Kiedy zakopiemy się naszym samochodem, wyciągają nas przy pomocy ciągników - opowiada matka Mateusza. - Nawet nie chcemy myśleć, co się stanie, jeśli nie będzie nas miał kto wydobyć z błota.
Spóźnienie na dializę do szpitala oznacza poważne pogorszenie stanu zdrowia Mateusza. Dlatego rodzice podjęli starania o budowę drogi. Ich wniosek poparł Mieczysław Zbaracki, radny reprezentujący ich wieś. Na jednej z sesji inwestycja w Misiach została zatwierdzona. Zrobiono nawet plany i pomiary. I na tym się skończyło. W lipcu radni gminy Międzyrzec Podlaski zmienili budżet i przesunęli pieniądze na inny cel. Mieczysław Zbaracki uważa, że miał na to wpływ wójt, który nie pała do niego zbytnią sympatią.
- Wójtowi nie podoba się, że wraz z kilkoma innymi radnymi wytykamy mu nieprawidłowości w rządzeniu gminą. Myślę, że zmiana decyzji o budowie drogi to chęć odegrania się na nas - mówi Zbaracki.
Roman Michaluk, wójt Międzyrzeca Podlaskiego, plącze się w odpowiedziach. Raz mówi, że nieporozumienia z radnymi nie mają wpływu na to, co zatwierdza się do realizacji. I zaraz dodaje bez ogródek. - Nie mam moralnego obowiązku dbać o mieszkańców Miś, gdyż podczas wyborów samorządowych mało ludzi z tej wioski na mnie głosowało.