Mija ćwierć wieku od procesu sądowego w którym skazano bialczan z "Solidarności”. Przeżycia tamtych lat i lektura dokumentów z IPN wywołują emocje.
Ludzie mi jednak zaufali. Udało się w mieście zmontować siatkę około 90 osób, które w naszej spółdzielni oraz w innych bialskich firmach chętnie wpłacały pieniądze na rzecz potrzebujących. Byli tam pracownicy szpitala i m.in. kolejarze - wspomina Grzegorz Targosz.
25 lat temu pracował jako konstruktor w "Elremecie”, który zatrudniał wówczas prawie 1200 osób. Pan Grzegorz wspomina, że tajne służby zainteresowały się środowiskiem spółdzielni inwalidów w wrześniu 1983 roku.
Wtedy to podczas przesłuchań jeden z najbardziej ideowych działaczy "Solidarności” zeznał esbekom, że pod koniec stycznia 1982 r. w "Elremecie” podjęto działalność charytatywną i zbierano składki na poczet internowanych i ich rodzin. Kierowca wskazał mieszkanie działaczki "Solidarności” Elżbiety Chaberskiej jako miejsce kilku nielegalnych zebrań.
Służba Bezpieczeństwa wykryła, że skrzynkę prasową z nielegalnymi wydawnictwami prowadził Jan Kornet (zmarł w sierpniu 2008 r.), I to on najbardziej podpadł esbekom. Namierzyli też osoby, które odbierały nielegalne wydawnictwa.
- Kilkanaście osób było wzywanych na przesłuchania.
Esbecy brali nas przeważnie z pracy. Sprytnie przesłuchiwali ludzi jako świadków. Równolegle odbywały się rewizje w domach i pracy. Janek Kornet za zajmowanie się skrzynką prasową i kolportażem miał najpierw dozór milicyjny, a następnie został aresztowany - dodaje Targosz.
- Kolega Kornet był bardzo zszokowany zbliżającą się rozprawą. Otrzymaliśmy od bialskich ojców kapucynów pismo polecające do sióstr franciszkanek w Warszawie. Pojechaliśmy do stolicy. Tam skontaktowano nas z Komitetem Prymasowskim, gdzie mecenas udzielił wielu wskazówek przed procesem. Wykazał liczne błędy prokuratora - wspomina Jan Wasiluk, który uważa, że wtedy istniała prawdziwa solidarność między ludźmi.
Jan Kornet dostał rok pozbawienia wolności w zawieszaniu na dwa lata. Musiał zapłacić 15 tysięcy zł grzywny i koszty sądowe - ponad 5 tys. zł.
- Połowę należności pokryliśmy z naszej kasy, a resztę zapłacił Antoni Zelent, prywatny miejscowy przedsiębiorca - dodaje Targosz, który niedawno, po długich staraniach zdobył z Instytutu Pamięci Narodowej materiały dotyczące jego osoby.
- Zdziwiło mnie, że w 1988 r. zostały zniszczone akta kilku znajomych z "Elremetu”. Jestem zadowolony, że wielu w czasie próby było niezłomnych. A wspominany kierowca dotąd nie odzyskał równowagi psychicznej - podkreśla Targosz.