Watahy dzików niszczą uprawy: żyto, ziemniaki, kukurydzę. Myśliwi niechętnie strzelają do szkodników.
- Niech wreszcie myśliwi strzelają do prawdziwych dzików, a nie do sztucznych celów - apeluje Jarosław Wachowiec, sołtys Hruda. - Zwierzęta atakują prawie każdą uprawę. Rolnicy ponoszą wielkie straty, a po wielu targach i skargach dostają symbolicznie parę złotych odszkodowania.
Sołtys narzeka, że miejscowa koła myśliwskie do bogatych nie należą i nie dziwi się im, że nie chcą z własnych składek wypłacać większych pieniędzy.
Wiesław Panasiuk, wójt bialskiej gminy potwierdza, że rolnicy, urzędnicy i myśliwi mają problemy z plagą dzików. Mówi, że lochy z odyńcami podchodzą nawet pod działającą oficjalnie od czerwca… strzelnicę Okręgowej Organizacji Łowieckiej.
- Mimo naszych wystąpień do kół, przybywa szkód. Najwięcej w Hrudzie, Perkowicach i Ortelu - wylicza wójt Panasiuk. - Po polach pędzą watahy po 15-30 sztuk. Rolników denerwuje, gdy myśliwi przyjeżdżają liczyć straty, ale szacują tylko powierzchnię zrytą przez dziki, a nie dostrzegają, że powstały utrudnienia w pracach na całym polu. Chłopi podnoszą krzyk. Nie umieją się dogadać z myśliwymi. A mnie coraz trudniej mediować między nimi.
Wójt zapowiada, że prawdopodobnie w sierpniu zaproponuje radnym podjęcie uchwały-stanowiska do wojewody, aby za szkody odpowiadało państwo.
Witold Sautycz, dyrektor Wydziału Rolnictwa i Środowiska Starostwa Powiatowego w Białej Podlaskiej przyznaje, że trafia do niego sporo skarg od rolników, niezadowolonych ze sposobu oszacowania szkód wyrządzonych przez zwierzynę leśną.
- Kontaktujemy się wtedy z prezesami kół i zachęcamy ich do szybszego i lepszego "potraktowania sprawy”. Niekiedy trochę straszymy, że możliwe jest wypowiedzenie umowy dzierżawnej lasów dla koła - mówi Sautycz. Dodaje, iż najczęściej negocjacjami zajmują się wójtowie. Niekiedy roszczenia trafiają do sądu.
Roman Laszuk, łowczy okręgowy Polskiego Związku Łowieckiego nie ukrywa, że rosną straty powodowane przez dziki. Grzybiarze i zbieracze jagód płoszą zwierzynę. Stada dzików wychodzą z lasu i kryją się w łanach zbóż.
- Odstrzał jest utrudniony. Niełatwo w wysokim zbożu odróżnić lochę wychowującą młode od odyńca. Dopiero na jesieni myśliwi częściej będą polować na dziki - zapewnia Laszuk.
Pan Andrzej, myśliwy, narzeka, że zdarza się i tak, że rolnicy usiłują wykorzystać sytuację. - Sieją zboże lub sadzą ziemniaki tuż przy lesie. Tam, gdzie żerują dziki. A potem przychodzą po odszkodowanie.
Myśliwi przyznają też, że polowania na dziki nie cieszą się popularnością. Z pozyskanym mięsem są różne kłopoty, m.in. ten, że na własny koszt trzeba je zbadać, czy nie zawiera pasożytów.