– W tej chwili spełnione są minimalne warunki utrzymania zwierząt – stwierdził inspektor Mularuk. – Krowy karmione są kiszonką z kukurydzy i mają wodę w poidłach. Na bieżąco uprzątana jest gnojowica. Sytuacja nie jest więc na tyle tragiczna, by trzeba było występować do wójta o odebranie bydła właścicielowi. Możemy co najwyżej wnosić o to, by podniósł standard żywienia.
• W jakiej kondycji są przebywające na farmie zwierzęta?
– Kilka sztuk jest bardzo chorych, a kolejnych pięć czy sześć zagrożonych chorobą. Tylko część z krów jest dojona. Pozostałe są zasuszone. Wynika to z faktu, że nie otrzymują one tyle paszy, by mogły dawać mleko.
• Czy to oznacza, że nie ma odpowiedniej ilości pokarmu?
– Kiszonki w silosie powinno wystarczyć do połowy marca.
Być może do tego czasu stado zmieni właściciela i problem zostanie rozwiązany. Jeżeli nic się nie zmieni i nie będzie pieniędzy
na karmę, w połowie marca ktoś może wystąpić do wójta z wnioskiem o czasowe odebranie zwierząt. Nie ma znaczenia, czy zrobi to lekarz weterynarii, policja, Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami czy inspektor Urzędu Gminy.
Gehenna krów na fermie w Ludwinowie trwa już prawie dwa lata. Wiele zwierząt w tym czasie padło z głodu i chorób. Właściciel nie płacił robotnikom i nikt nie chce tam pracować.