Gdyby nie własne uprawy i pochodzące z nich zapasy warzyw, trudno by było teraz wyżywić 31 wychowanków domu dziecka w Białce, w powiecie radzyńskim. Pieniędzy na utrzymanie wkrótce zabraknie. Wojewoda odpowiada, że coś da, ale dopiero w drugiej połowie roku.
Na 31 podopiecznych przypada tam 20 pracowniczych etatów, w tym 7 z Karty Nauczyciela. Jednocześnie subwencja w tym roku jest mniejsza o 20 procent. O likwidacji placówki na razie się nie mówi, planuje natomiast stworzenie ośrodka z dodatkowymi formami działalności, na które znalazłyby się pieniądze. - Będziemy robić wszystko, aby dom dziecka pozostał - zapewnia G. Karczewski.
W o niebo lepszej sytuacji jest podobna placówka w Komarnie (pow.bialski). - Z tegorocznego budżetu, a jest on taki sam, jak w ubiegłym roku, wydaliśmy jedną trzecią sumy pieniędzy. Poprzedni rok zakończyliśmy nawet z lekką nadwyżką. Co prawda, mieliśmy do opłacenia zaległe rachunki z grudnia i dlatego będzie mniej kasy na wakacje, ale i tak pieniędzy powinno nam wystarczyć na końca roku - uważa Piotr Malesa, dyrektor domu dziecka. Zapasy z własnej działki to też dla kuchni sierocińca duże wsparcie. Przetwory stanowią istotną część menu wychowanków i odciążają kasę. Ale to nie wszystko. W powiecie bialskim zlikwidowano niedawno jeden dom dziecka (w Międzyrzecu Podlaskim), co musiało wpłynąć na polepszenie sytuacji finansowej placówki w Komarnie. Koszt utrzymania jednego wychowanka wynosi tam 1500 złotych miesięcznie, podczas gdy w Białce jest to kwota o 300 złotych większa. Na 45 mieszkających w Komarnie dzieci przypada 20 pracowniczych etatów, w tym 11 to etaty wychowawców.•