Bywa tak, że jednocześnie przebywa na leczeniu 20 koni. Trafiają tam z województw: lubelskiego, mazowieckiego, podlaskiego. Pacjentów jest dużo, ponieważ niewielu weterynarzy w kraju zajmuje się leczeniem koni.
Mimo że maleje liczba koni zimnokrwistych, wykorzystywanych przez rolników, to przybywa hodowców ras szlachetnych. - Obserwujemy, że z roku na rok nawet w okolicach Białej Podlaskiej powiększa się grono osób posiadających jednego lub dwa konie - zauważa Jarosław Karcz, weterynarz prowadzący szpital.
Sukcesy? Było ich już wiele. Na przykład ogier Danon po skomplikowanej operacji na stawie nadgarstkowym. - Nadal jest czynny sportowo, a miał pogruchotane kości i wiele przeszedł - zaznacza Katarzyna Karcz, lekarz, prywatnie żona weterynarza.
Inni pacjenci to koń z "nowotworem rzekomym strzałki” na obu tylnych kopytach. Czeka go długie i skomplikowane, a właściciela kosztowne leczenie.
W jednym z boksów przebywa klacz ze źrebięciem, któremu założono gips na obie przednie nogi z powodu przykurczu ścięgien. Jest też koń z chorobą płuc.
Często dokonuje się inseminacji. Wykorzystywane są do tego ogiery z janowskiej stadniny. Dla hodowcy jest to wydatek rzędu kilku tysięcy złotych w przypadku najcenniejszych reproduktorów, a przy najtańszych, niesprawdzonych trzeba wyłożyć około 800 złotych.
Szpital będzie rozbudowywany. Stary budynek wymaga przystosowania do nowych zadań. Powstanie dodatkowe pomieszczenie, tzw. boks wybudzeniowy, gdzie trafią konie przed operacją, po zabiegu będą tam natomiast bezpiecznie odzyskiwały przytomność. Takie miejsce musi mieć wyciąg i miękkie obicie na ścianach, aby zwierzęta po narkozie nie robiły sobie krzywdy. Mają to do siebie, że od razu chcą stawać na nogi. Powiększona stajnia-hotel pozwoli przyjmować jednorazowo na leczenie jeszcze więcej zwierząt.•