Na przejściu granicznym odbyły się ćwiczenia zorganizowane przez bialską Komendę Miejską Policji w ramach programu unijnego.
- Było to symulowane zdarzenie. Jednak takie zagrożenia są realne. Niedawno przecież na Ukrainie było podobne chemiczne skażenie. Przez nasze tereny przejeżdża wiele cystern wypełnionych trującymi substancjami. Jednocześnie przemieszcza się tu tysiące osób. Sprawdzaliśmy w Terespolu, jak w warunkach katastrofy będą zachowywać się różne służby. Okazało się, że pojawiły się pewne błędy. Na przykład karetka pogotowia pojechała pod wiatr, czyli w stronę trującego gazu. A ratownicy z różnych służb - nawet nasi policjanci - pracowali bez pospiechu - mówi Cezary Grochowski, oficer prasowy bialskiej KMP.
Kapitan Marek Chwalczuk, komendant jednostki ratowniczo-gaśniczej w Małaszewiczach, który dowodził akcją przyznał, że strażacy pracujących w aparatach tlenowych mieli problem z szybkim wyczerpywaniem się zapasu powietrza. - Podczas upałów i cięższego wysiłku ratownicy zużywają go więcej. W takich wypadkach ratownicy i sprzęt musza być częściej wymieniani - tłumaczy kapitan.
Władysław Tadeuszewicz Krac, naczelnik milicji z Brześcia podkreślił, że w każdej chwili służby ratunkowe Białorusi są gotowe do pomocy Polakom. Jeśli by doszło do jakiegoś wypadku na granicy dojazd karetki pogotowia z Brześcia na polską stronę to kwestia kwadransa.
- Myślę, że życie ludzkie jest ponad wszystko. Musimy razem działać przy likwidacji skutków katastrof - zauważył naczelnik brzeskiej drogówki.