Aby przygotować kwatery pod nowe nagrobki, proboszcz wynajął koparkę. Mieszkańcy miejscowości twierdzą, że w trakcie prac doszło do zbezczeszczenia szczątków ich przodków
Mieszkańcy miejscowości powiadomili policję i sanepid.
– Wpłynęło zgłoszenie z zarzutami wobec księdza dotyczące nieprawidłowego przygotowania nowych miejsc pochówku – potwierdza nadkomisarz Andrzej Dudzik, rzecznik komendy powiatowej policji w Łukowie.
Jednak w trakcie kontroli łukowski sanepid nie dopatrzył się rażących uchybień. – Ksiądz ma prawo budować nowe kwatery w miejscu starych. Pod warunkiem, że upłynęło co najmniej 20 lat od pochówku. Natomiast znalezione w ziemi szczątki trzeba odpowiednio zabezpieczyć, najlepiej zapakować do worka i zakopać głębiej w ziemi – tłumaczy Anna Kwiatkowska, dyrektor sanepidu w Łukowie.
Zgodnie z zaleceniem inspektorów, proboszcz nakazał, aby wywiezioną stąd ziemię robotnicy przywieźli z powrotem na teren cmentarza. – Ksiądz został ukarany mandatem. Wiemy, że naprawił swoje przewinienia – dodaje Kwiatkowska.
Tymczasem Władysław Wojtaś z rady parafialnej utrzymuje, że to mieszkańcy z własnej inicjatywy zakopali kości, które walały się po nekropolii. – Nie mogliśmy czekać, bo szacunek i godność zmarłym się należy. Sam natknąłem się na cmentarzu na pogniecioną czaszkę – wyznaje pan Władysław.
Zapytany o komentarz w "cmentarnej” sprawie, ks. proboszcz Henryk Domański powołuje się na wyniki kontroli sanepidu. – Sprawa jest już zamknięta. Zarzuty wobec mnie były wyolbrzymione i nieprawdziwe. Nie czuję się winny. Grupa wiernych niepotrzebnie nagłośniła sprawę. Nie chcę do niej wracać – mówi krótko ks. Domański.
Posługę duszpasterską ks. Domański sprawuje w parafii Św. Stanisława BM dopiero od września.
– Od samego początku urzędowania nowego proboszcza w parafii zachodzą duże zmiany. Nikt nie pyta nas o zdanie. Jest nam z tego powodu przykro – mówi z żalem pan Wojciech z Serokomli.
Niemniej jednak, podczas niedzielnej mszy proboszcz publicznie przeprosił swoich parafian za zajście na cmentarzu.
Pracownicy Urzędu Gminy w Serokomli nie chcą komentować tych wydarzeń. – Nie interweniowaliśmy, bo nic nam o tym nie wiadomo – ucina Teresa Ponikowska, sekretarz Urzędu Gminy w Serokomli.