Po samobójstwie Jacka Z. w Małaszewiczach i pobliskiej Malowej Górze zawrzało. Niektórzy miejscowi i internauci obwiniają żonę zmarłego o romans z księdzem. – To właśnie dlatego człowiek targnął się na życie – twierdzą.
Ciało 39-letniego mieszkańca Małaszewicz (pow. bialski) znaleziono 24 lutego w stodole w Łobaczowie Dużym. Jacek Z. powiesił się.
W Małaszewiczach i Malowej Górze aż huczy od plotek: "wszystko przez romans żony Jacka Z. z proboszczem z Malowej Góry”. O rzekomym romansie księdza piszą także internauci na naszym forum internetowym. Tym śladem poszedł też środowy "Super Ekspres”.
– Coś musiało się wydarzyć przed tragedią, co przerosło Jacka i popchnęło do desperacji. Ludzi zdumiewało, że w domu Z. suszyły się sutanny księdza i że nie zjawił się na pogrzebie Jacka. Czy bał się ludzi? Dlaczego? – pyta Krystyna, znajoma Jacka Z.
Proboszcz ks. Kazimierz M. czuje się zaszczuty. Twierdzi, że to nagonka na niego i na żonę zmarłego.
– Jest moją winą, że za bardzo zaprzyjaźniłem się z tą rodziną. To była tylko nasza przyjaźń. Anna mi pomagała w zakupach, uprawiała ogród, Jacek też wiele pomagał. Bywał wspaniały, ale też miał wiele swoich problemów. Starałem się pomagać im, kiedy pojawiały się kłopoty rodzinne – wyjawia duchowny.
Żona Jacka Z. nie chce mówić o tragedii i problemach męża, z którymi borykała się przez kilkanaście lat. – Nie będę roztrząsać życia, wzlotów i upadków. Nie chcę się źle wypowiadać o mężu – ucina rozmowę.
Matka zmarłego jest pełna żalu. – Syn nigdy nic złego nie powiedział o księdzu. Nic nie wiem też, aby ksiądz mógł być kochankiem synowej – mówi Janina Z.
Rzecznik prasowy Kurii Diecezjalnej Siedleckej przyznaje, że niedawno ks. proboszcz Zbigniew M. rozmawiał z biskupem. – Nic się nie dzieje – podkreśla ks. dr Jacek Szostakiewicz. – Nic do nas oficjalnie nie wpłynęło. Nie ma podstaw do działania kurii. Same insynuacje nie są podstawą do wyjaśnień.
Co zatem mogło doprowadzić Jacka Z. do samobójstwa?– Być może popadł w depresję po kolizji, do której doszło 20 lutego w Terespolu – przypuszcza prokurator Stróżak.
Śledczy ustalili, że tego dnia Jacek Z. kierując fordem mondeo wpadł w poślizg i uderzył w słup. Odjechał w nieznanym kierunku. – Potem tylko raz zadzwonił do swego brata prosząc, aby zajął się jego synem.
Cztery dni później mężczyzna nie żył.