Trwająca akcja szczepienia lisów w województwie przyniosła duże zaniepokojenie wśród podlaskich myśliwych. Związana jest z zakazem polowań przez 21 dni (czyli do końca października) po rozrzuceniu kostek o intensywnym rybim zapachu
Łowczy wojewódzki Piotr Gruszeczka powiedział nam, że koła PZŁ muszą wypłacać duże odszkodowania rolnikom za zniszczone uprawy.
- Są rolnicy, którzy uprawiają na terenach po byłych pegeerach setki hektarów kukurydzy. Posiadają odpowiedni sprzęt i liczą na duże plony. Na szczęście, obecne prawo pozwala nam oceniać realną wydajność na miejscu. Płacimy za rzeczywiste szkody - mówi Piotr Gruszeczka. Dodaje także, iż myśliwi używają do odstraszania dzików preparaty imitujące woń kropelek ludzkiego potu. Na pewien czas to zniechęca zwierzęta. Mniej skuteczne są automaty hukowe. Z czasem zwierzęta przyzwyczajają się do nich. Gorzej jest z ludźmi. Niedawno pod lasem kijowieckim niemal nie dostał zawału myśliwy chory na serce, gdy za plecami huknął taki automat. Nie pomagają także powiewające płachty i worki po nawozach.
Kolejnym problemem jest niemożliwość odstrzeliwania wałęsających się po lasach i polach psów. Ostatnio dwa kundle w Hrudzie zagryzły 3 owce oraz spowodowały zaduszenie 5. w przerażonym stadzie. Rozbójnicza psia para zagryzła też dwie sarny.
Łowczy przyznaje, że ratowanie lisów jest sprzeczne z programem PZŁ, dotyczącym rozwoju kuropatwy i zająca. Kiedy wzrośnie populacja drapieżników, będą one niszczyć drobną zwierzynę.