Kilkanaście rodzin, które nie mają dostępu do wodociągu, protestuje przeciwko likwidacji pompy wodnej przy zbiegu bialskich ulic Kraszewskiego i Narutowicza. Miejscy urzędnicy są niewzruszeni. Ważniejsze są dla nich racje ekonomiczne i estetyczne.
Prezydent Andrzej Czapski przyznaje, że postanowił zlikwidować tę pompę, gdyż modernizowane są okoliczne ulice. Wstyd mu, że przez szeroką ładną jezdnię maszerują ludzie z wiadrami wody i blokują ruch samochodów. - Decyzja jest podjęta. Chcemy zmusić ludzi do korzystania z wodociągu. Najwyżej, mogę przystać na to, że po likwidacji pompy będziemy przez pewien czas dowozić wodę beczkowozem - mówi Czapski. I dodaje, że jest oburzony na właścicieli kilku domów. Pobierają od lokatorów czynsz, a nie chcą podłączyć mieszkań do wodociągu miejskiego.
Roman Siekierka, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej wyjaśnił nam, że miasto płaci miesięcznie około 3 tys. zł za wodę zużytą we wszystkich pompach ulicznych. - Niekiedy do pompy przychodzą nawet osoby posiadające wodociąg. Oszczędzają. Z chwilą zakończenia modernizacji ul. Kraszewskiego zlikwidujemy hydrant. Sprawa dotyczy raptem 10 osób. Mogą podłączyć mieszkania do biegnącej w tych ulicach sieci wodociągowej - podkreśla Siekierka.
Zbigniew Makaruk, bialski działacz Solidarności, uważa, że to arogancja władzy i bezduszność.