Mieszkańcy boją się grasujących po mieście bezpańskich psów. Strażnicy miejscy mają pretensje do pracowników schroniska dla bezdomnych zwierząt,
W ostatni weekend jeden z wałęsających się po ul. Sworskiej psów pogryzł kobietę. Poszkodowana wskazała strażnikom miejskim podwórko, z którego wybiegł pies, lecz właściciele posesji stwierdzili, że to nie jest ich zwierzę.
- Niestety, w Białej Podlaskiej nie ma ewidencji psów i nikt nie wszczepia im chipów pod skórę, które bez problemu wskazałyby właściciela czworonoga - stwierdza komendant Straży Miejskiej, Artur Żukowski.
- Z przerażeniem przyglądałem się grupie psów szalejących po naszym osiedlu. Zwierzęta mogły pokąsać dzieci - mówi Witold Sautycz, mieszkaniec os. Tysiąclecia. Jego zdaniem, większym problemem są jednak... psy prowadzane na smyczy. - Ich właściciele nie przestrzegają obowiązku sprzątania nieczystości po swoich czworonogach - argumentuje pan Sautycz. - Bezczelnie lekceważą przepisy!
Komendant Żukowski przyznaje, że w Białej Podlaskiej niewiele osób poczuwa się do sprzątania po swoich psach. A już w kwietniu i maju strażnicy będą ten obowiązek egzekwować. I kontrolować, czy właściciele prowadzą swoich ulubieńców na smyczy i czy zakładają im kagańce. Przy okazji funkcjonariusze sprawdzą też, czy zwierzęta mają aktualne szczepienia, a w przypadku psów ras uznanych za agresywne - czy właściciel ma specjalne zezwolenie na hodowanie takiego zwierzaka.
- W ubiegły piątek do schroniska dla bezdomnych zwierząt zgłosił się właściciel schwytanego w mieście, wałęsającego się rottweilera i zapłacił 200 zł mandatu za brak opieki nad psem - mówi Artur Żukowski.
Straż Miejska narzeka jednak, że pracownicy schroniska nie dość energicznie wyłapują bezpańskie czworonogi. Kierownik schroniska, Janina Chrzaniuk mówi, że nie jest to łatwe, bo sześć osób pracujących na zmiany dogląda całodobowo ponad 350 psów. - Ciężko pracujemy, mamy ponad 150 zwierząt ponad normę, a ludzie ciągle podrzucają nam szczeniaki pod ogrodzenie - tłumaczy.
Rudolf Somerlik, dyrektor gabinetu bialskiego prezydenta, mówi nam, że cieszy jedynie wzrastająca ściągalność opłat od właścicieli psów. W ubiegłym roku 920 osób wpłaciło do miejskiej kasy 24,5 tys. zł "psiego podatku”. Od 2005 roku opłata nie zmieniała się, wynosi 40 zł za rok. Emeryci i renciści płacą połowę tej sumy.