Noszą ksywki Turne, Prob, Rew i Rasz. Są uczniami bialskich szkół średnich a ich przygoda z graffiti trwa już prawie trzy lata. Nie lubią być nazywani grafficiarzami. Wolą angielskie określenie writer.
W Białej Podlaskiej działają trzy grupy twórców graffiti: SPX, DC i TSD. Jak mówią ich członkowie, są też osoby pracujące w pojedynkę. Ekipa daje jednak większe możliwości i przede wszystkim zapewnia bezpieczeństwo na tzw. akcjach.
Prace writerów, bialczanie mogą podziwiać m.in. na murze przy al. Jana Pawła II czy garażach przy trasie E 30. - To efekt naszej legalnej działalności. O pomalowanie muru poprosił jego właściciel, a garaże, to była propozycja spółdzielni mieszkaniowej - wyjaśnia jeden z chłopców.
Wiele innych prac umieścili nielegalnie. - Robota na zlecenie jest dla nas istotna, dzięki temu możemy zarobić. Jednak chodzenie na akcje jest jej całą kwintesencją - tłumaczy Rasz. Choć tworzenie graffiti nie jest obwarowane specyficznymi zasadami, to istnieją w środowisku writerów pewne niepisane reguły. - Prawdziwy writer nigdy nie podpisze się pod czyjąś pracą, nigdy też jej nie zniszczy - wyjaśnia Prob. Pewne zasady określają umieszczanie rysunków. Nie pojawiają się w przypadkowych miejscach. Turne twierdzi: - Staramy się wkomponować rysunek tak, żeby pasował do płaszczyzny, na której powstaje i do otoczenia. Dlatego wszystkie projekty najczęściej powstają najpierw na papierze.
Chłopcy zgodnie podkreślają, iż bezmyślne mazanie po murach nie mieści się w kodeksie postępowania prawdziwego writera.
Swoje miasto uważają za dobre miejsce do robienia graffiti, gdyż z powodu małej konkurencji łatwiej jest tu zaistnieć. Jednak z tego samego powodu jest to ich bolączką.
- Brakuje nam integracji, bo nie ma tu żadnych imprez dla nas - narzekają. Marzy się im zlot twórców graffiti, podobny do tego, jaki odbył się na Służewcu w Warszawie. - Może wówczas więcej ludzi doceniłoby naszą pracę - zastanawiają się.•
Czekamy na opinie
www.dziennikwschodni.pl/bialapodlaska