Wniosek o ogłoszenie upadłości PKS Biała Podlaska czeka na rozpatrzenie w sądzie. Czy rzutem na taśmę uda się uratować zadłużonego przewoźnika?
Jeszcze 3 marca prezes opowiadał nam o planach ratowania firmy. Rozważał sprzedaż części 2-hektarowej bazy i wystąpił do podlaskich gmin o dofinansowanie kursów do mniejszych miejscowości.
Jednak plan naprawczy nie został zaakceptowany przez Zarząd Województwa. Chcieliśmy poprosić prezesa o komentarz. W piątek przekazał nam przez sekretarkę, że nie ma czasu. Wczoraj również nie udało się z nim skontaktować.
Sprawą zainteresowali się bialscy parlamentarzyści. – Podjęliśmy próbę negocjacji i wraz z załogą, i prezesem wypracowaliśmy pole do kompromisu. Jednak wystąpienie załogi do Urzędu Marszałkowskiego spotkało się z milczeniem marszałka. Dlatego postanowiliśmy z innymi parlamentarzystami PiS i z senatorem Józefem Bergierem z PO wystąpić z apelem do marszałka województwa, aby nie umywał rąk i ratował bialskie PKS oraz inne pekaesy w regionie – mówi poseł Adam Abramowicz (PiS).
Sędzia Artur Ozimek, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie, że nie ma jeszcze wyznaczonego terminu sprawy dotyczącej bialskiej firmy.
Co na to wszystko związki? Jan Dawidowski, przewodniczący Związku Solidarność 80 w PKS Biała Podlaska, jest rozgoryczony sytuacją. – Było porozumienie międzyzwiązkowe, załoga zgodziła się ratować spółkę. Niestety, wszystko zmierza do upadku. Przed niedzielą nie pojechały autobusy do Zamościa i Warszawy, które powinny kursować zgodnie z rozkładem. To świadome i celowe działanie w celu zniszczenia firmy. Bezskutecznie od dawna prosimy, aby NIK zainteresowała się niszczeniem majątku państwowego.
Pełni obaw są też podróżni korzystający z PKS. Justyna z Werchlisia przyznaje, że obawia się, że po likwidacji bialskiego PKS nie będą już jeździć autobusy do jej wsi leżącej poza ważniejszymi szlakami. – Wolałabym, aby PKS w Białej Podlaskiej dalej funkcjonowało.