Walkę dwóch jeleni zauważył w pobliżu swojej posesji mieszkaniec Chotyłowa. Odgonił atakującego byka i zabrał poranione zwierzę na podwórko. Kilka godzin trwała walka o życie koziołka. Niestety, nie przeżył transportu do schroniska.
- Mąż z daleka wołał, żebym natychmiast zabierała się za szycie, ale nie mogłam tego zrobić, mimo że pracuję w szpitalu - opowiada pani Jędrychowa.
Natychmiast wezwano pomoc. Jeleń nie mógł lepiej trafić. Rodzina państwa Jędrychów znana jest z humanitarnego traktowania zwierząt. Kiedy pan Krzysztof przed laty budował dom to na podwórku znalazł się podrzucony i uczepiony łańcuchem do pala pies. Potem na podobnych zasadach dołączyła suczka "Muszka”. Oba psy i ich potomstwo do tej pory żyją pod dobrą opieką w obejściu.
- Inny to by wziął nóż, dobił i nic nikomu nie powiedział, a ten człowiek dał słabszemu szansę - podkreśla Artur Soszyński, inżynier nadzoru Nadleśnictwa Chotyłów. Lekarz weterynarii Ryszard Karcz z podbliskiego Piszczaca założył czworonożnemu pacjentowi kilkadziesiąt szwów, opatrzył rany, ale niepokoiła go przepuklina jelit i odma płuca. Po operacji na świeżym powietrzu ku zdumieniu obserwujących jelonek stanął na nogi. Miał jednak trudności z oddychaniem.
Leśnik skontaktował się telefonicznie z Markiem Kokoszkiewiczem, właścicielem schroniska dla zwierząt "Ostoja” w Woskrzenicach.
- Na wieść o nowym podopiecznym zaczęliśmy mu przygotowywać legowisko. Czekało wymoszczone sianem. Taka szkoda, że nie skorzystał z tej wygody - stwierdza Danuta Czeremuszka ze schroniska.
Natura okazała się silniejsza, przemogła ludzkie wysiłki i transport poszkodowanego jelonka nie powiódł się. Dwulatek padł ofiarą instynktu, który nawet za cenę życia nakazuje obronę własnego terenu.
- Prawdopodobnie jeden z jeleni wkroczył na rewir drugiego, tu obowiązuje terytorializm. Na walki godowe jeszcze za wcześnie o tej porze roku - wyjaśnia Artur Soszyński.