Żeby odbyła się w niedzielę msza, trzeba zapłacić księdzu 20 złotych. To za przyjazd z sąsiedniej wioski oddalonej o cztery kilometry. Ksiądz zarzuty odpiera. I zapowiada spotkanie w sądzie.
Parafianie muszą też płacić księdzu za dojazd z sąsiedniej Zawadówki. – Ten, co sprząta (co tydzień inny mieszkaniec porządkuje kościół – red.) to mu za dojazd płaci – mówi inny parafianin. – Ksiądz tego pilnuje. Żeby dwie dyszki brać i jeszcze zbierać tacę? Inna sprawa, że ksiądz nie przyjeżdża krótszą drogą, bo podobno zła nawierzchnia, tylko jedzie przez Wisznice.
Budowę kościoła parafianie rozpoczęli jeszcze w 1982 roku. Sami zbierali pieniądze i materiały. – Jeździliśmy po polach, zbieraliśmy kamienie na zalanie fundamentów – mówi pani Wacława. – Urządziliśmy kościół sami. Złożyliśmy się na konfesjonały, ołtarz, chodniki. Teraz też nikt nam nie pomaga w utrzymaniu. Ksiądz tacę zbiera, ale odkąd do nas przyjeżdża, jeszcze ani grosza nie zostawił. A jest już sześć czy siedem lat.
– Tu niewiele trzeba pracy, ale z ludźmi trzeba rozmawiać. My możemy wszystko zrobić, ale ksiądz nawet na „niech będzie pochwalony” nie odpowie... – dodaje pani Stanisława.
Parafianie mają więcej pretensji. Nie podoba im się, że na ostatniej mszy ksiądz nakazał, żeby chwasty i stare lampki zabierali w reklamówce do domu. Tymczasem kontener stoi koło cmentarza, ale pełny. Mieszkańcy mówią, że ksiądz żałuje pieniędzy na wszystko. Na telefon do gminy, żeby przyjechali i zabrali śmiecie. Na prąd na lampki, które przyozdobiły choinki postawione obok kościoła na święta.
Ksiądz nie chciał się przedstawić. Nie był też zdziwiony zarzutami. Oświadczył, że je zna. – Ja powinienem poprosić pana o podanie nazwisk tych osób – powiedział. – Uogólnia pan pewne rzeczy. To, co ludzie mówią, to kłamstwo. A w ogóle, to nie powinien się pan tą sprawą zajmować. Pan chce mnie oczernić. Po ukazaniu się artykułu spotkamy się w sądzie.
Przyznał jednak, że pobiera opłatę za przyjazd na mszę. Tłumaczy, że tak było także za jego poprzednika. Potwierdził też, że jeździ naokoło, bo krótsza droga nadaje się dla „ciągnika a nie jego samochodu”.
Poproszony o komentarz rzecznik kurii biskupiej w Siedlcach był zaskoczony. – Nie znamy sprawy, ale tak nie powinien się zachowywać ksiądz – mówi rzecznik, ksiądz Paweł Siedlanowski. – Pierwszy raz słyszę o takich zarzutach i mogę obiecać, że odpowiednie osoby sprawdzą te sygnały. Trzeba będzie wysłuchać obu stron.