Nieszczepiony pies pogryzł kobietę po przeszczepie nerki. Zastrzyki przeciw wściekliźnie mogłyby spowodować poważne komplikacje. Ale właściciel zwlekał z oddaniem psów na obserwację. Po naszej interwencji zmusili go miejscy strażnicy, policja i lekarz weterynarii.
Kobieta pojechała do szpitala. Kiedy lekarz dowiedział się o ugryzieniu przez psa, odesłał ją na oddział zakaźny. Tam pogryziona usłyszała, że konieczna jest obserwacja psów.
– Sytuacja stała się poważna, gdyż matka jest po przeszczepie nerki – mówi Dorota Kuszneruk, córka pani Elżbiety. – Gdyby okazało się, że trzeba podać szczepionkę przeciw wściekliźnie, mogłoby po niej dojść do odrzucenia przeszczepu.
– Niestety, właściciel psów nie chciał oddać zwierząt na obserwację weterynaryjną – żali się pogryziona kobieta. – Policjanci proponowali nam, abyśmy wystąpili przeciwko niemu z powództwa cywilnego. Tu jednak nie ma czasu.
Artur Żukowski, komendant Straży Miejskiej mówi, że w poniedziałek patrol pojechał do 36-letniego właściciela psów. Długo unikał wpuszczenia funkcjonariuszy. Kiedy strażnicy w końcu weszli do mieszkania, okazało się, że psy nie były szczepione. Mężczyzna obiecywał, że sam będzie je obserwował. Niestety, nie zrobił tego do czwartku. Dostał dwa mandaty: 500 zł za brak szczepienia psów i 250 zł za brak opieki nad zwierzętami.
– Beztrosko podchodzi do sprawy. Utrudnia obserwację zwierząt, a to grozi poważnymi konsekwencjami. W mojej ocenie policja powinna postawić mu zarzut stworzenia zagrożenia dla życia tej kobiety – zaznacza Żukowski.
Jacek Martyniuk, zastępca powiatowego lekarza weterynarii jest zdumiony postawą 36-latka. – Musimy go zmusić, aby umożliwił zbadanie psów. Lekarz powinien pojechać w asyście Straży Miejskiej. Jeśli będzie trzeba, wystawimy decyzję administracyjną – zaznaczył.
Wreszcie w czwartek strażnikom udało się wraz z lekarzem weterynarii wejść do mieszkania 36-latka. Specjalista zbadał psa i wstępnie stwierdził, że raczej nie jest chory na wściekliznę. – Obserwacja będzie kontynuowana – zapowiada Żukowski.
Jego zastępca Henryk Nędziak podkreśla, że radiowozy osiem razy jeździły do 36-latka, aby w końcu pozwolił na obserwację psów.
Pani Elżbieta odetchnęła z ulgą. Musi się jednak skontaktować ze specjalistą z warszawskiej kliniki, który nadzoruje jej kurację po przeszczepie.