Najpierw przestał dostawać diety, potem z tabliczki na drzwiach biura Rady Miasta zniknęło jego nazwisko.
Zarządzenie o wygaśnięciu mandatów z dniem 1 kwietnia bialskich radnych Bogusława Broniewicza (PO) i Henryka Grodeckiego (PiS) wydała wojewoda Genowefa Tokarska.
Radni stracili stołki, bo w zeszłym roku przez dwa miesiące pełnili funkcję wiceprezesów Miejskiego Klubu Sportowego "Podlasie”. Zdaniem prawników Urzędu Wojewódzkiego, radni złamali prawo, bo klub jest częściowo finansowany przez miasto.
Ale za radnymi murem stanęli ich koledzy z samorządu. W kwietniu bialska Rada Miasta przyjęła uchwałę o złożeniu na zarządzenie wojewody skargi do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Termin rozprawy nie został jeszcze wyznaczony.
- Pani wojewoda nie uwzględniła tego, że wybory w klubie zostały przeprowadzone z błędem prawnym. Obecny podczas nich prawnik z Ratusza nie ostrzegł nas o grożących konsekwencjach - mówi Broniewicz i tak komentuje działania prezydenta: Prezydent Czapski obwieścił, że nie jestem radnym już kilka miesięcy temu. Ale mnie to nie rusza. Nie jestem pieniaczem, który wywołuje ferment - dodaje.
Postawą prezydenta zaskoczony jest też Marian Burda, zastępca przewodniczącego Rady Miasta. - Do czasu prawomocnego wyroku, obaj radni powinni zachować mandaty. Dziwne, że prezydent nie płaci im diet. A ściągnięcia tabliczki z nazwiskiem Broniewicza sprzed pokoju Rady Miasta się nie spodziewałem - mówi Burda.
- Zdecydowałem nie wypłacać pieniędzy radnym na podstawie decyzji wojewody. Uzgodniłem to ze skarbnikiem miasta. A jeśli przegramy w sądzie, to oddamy diety - mówi Andrzej Czapski, prezydent Białej Podlaskiej.
A dlaczego zniknęła tabliczka? - To konsekwencja kwietniowej sesji rady, gdy Bogusław Broniewicz przekazał prowadzenie samorządu radnemu Waldemarowi Woźniakowi. Wydało mi się naturalne, że teraz przed drzwiami Rady Miasta powinno się pojawić nazwisko wiceprzewodniczącego - tłumaczy Andrzej Kucaba, sekretarz miasta.