Spadło zainteresowanie unijną pomocą finansową na przedsięwzięcia w gospodarstwach rolnych. Doradcy z oddziału WODR w Grabanowie zastanawiają się, co jest tego przyczyną i w jaki sposób zachęcić rolników do sięgania po wsparcie.
- To dziwi, zwłaszcza że przeszkody biurokratyczne pomagamy rolnikom przebyć. Mogą korzystać z naszego doświadczenia. A zresztą, nie jest to takie straszne. Dokumenty da się wypełnić - zachęca. Doradcy rolni będą pobudzać rolników do działania. Nie wiedzą tylko jeszcze, jak skutecznie wpłynąć na ich niezdecydowaną postawę. Do tej pory najchętniej z pieniędzy SAPARD (europejski fundusz na rozwój obszarów wiejskich) korzystali zieloni przedsiębiorcy z powiatów bialskiego i radzyńskiego. Dwunastu wie już, że otrzyma pieniądze, jak wszystko pójdzie zgodnie z przyjętym planem, 13 wniosków obecnie ośrodek opracowuje, a nieliczni zgłaszają zamiar i przystępują do współpracy.
Żona jednego z rolników, których projekty zaakceptowano, niechętnie rozmawia z nami na ten temat. Obawia się podania nazwiska z dwóch powodów. - Jeszcze tych pieniędzy nie dostaliśmy. Nie wiadomo, czy spełnimy wszystkie warunki. A jak się nie uda, co powiedzą ludzie we wsi? Z kolei, jak wyjdzie, to będą zazdrościć - uzasadnia. Wyjawia tylko, że w grę wchodzi zakup maszyn potrzebnych do uprawy warzyw, które z mężem postanowili wprowadzić, jako urozmaicenie dotychczasowej produkcji.
- Rolnicy boją się inwestować, bo to ryzyko. A dodatkowo odstrasza fakt, że trzeba mieć wkład własny - mówi Henryk Łukaszuk, sołtys Bohukał (gm. Terespol). Ocenia, że na około 40 gospodarstw w jego wsi, zaledwie kilka prowadzą rolnicy myślący o rozwoju. Większość jest już zaawansowana wiekowo i nie podejmuje finansowych wyzwań.