We wtorek zmarł Charlie Watts. Żegnają go wielcy tego świata. Ale legendarnego perkusistę kultowego zespołu The Rolling Stones doskonale pamiętają też wielbiciele koni czy właściciele Zaborka koła Janowa Podlaskiego.
Muzyk miał 80 lat. W zespole grał od 1963 roku. Kilka tygodni temu przeszedł operację serca. Lekarze odradzili mu dołączenie do przełożonej 13-dniowej trasy „No Filter”, która rozpoczyna się w przyszłym miesiącu. Przepisali mu tygodnie „odpoczynku i regeneracji”. Jednak we wtorek rzecznik Wattsa przekazał smutny komunikat: „Odszedł dziś spokojnie w londyńskim szpitalu w otoczeniu swojej rodziny. Charlie był cenionym mężem, ojcem i dziadkiem, a także członkiem The Rolling Stones i jednym z największych perkusistów swojego pokolenia”.
Żegna go jednak nie tylko świat muzyki. Perkusista The Rolling Stones bywał regularnie z żoną Shirley (byli małżeństwem 57 lat) w Polsce. Cel? To konie arabskie. Wattsowie są właścicielami stajni Halsdon Arabians w Anglii. Jeszcze za czasów byłego prezesa janowskiej stadniny Marka Treli, Shirley Watts była stałą bywalczynią aukcji Pride of Poland i zostawiała na niej grube miliony.
Podczas pobytów na południowym Podlasiu zawsze zatrzymywali się w pensjonacie Zaborek. – Bardzo chętnie u nas nocowali. Sprowadził ich do nas pan Marek Trela. Chyba w sumie z 20 razy tu byli – przyznaje Arkadiusz Okoń z Zaborka koła Janowa Podlaskiego. – Zawsze tworzyliśmy im komfort i atmosferę. Tak by nie wzbudzali sensacji czy blasku fleszy – tłumaczy. Zazwyczaj bywali tu w czasie słynnych aukcji. – Wtedy byli u nas też inni kupcy koni arabskich, więc to towarzystwo im odpowiadało – zaznacza Okoń.
Jak zapamiętał legendarnego perkusistę? – Skromny, elegancki i taktowny. Byli nierozłączną parą – wspomina. Najczęściej nocowali w Starej Plebanii w kompleksie Zaborek. – Mieli też swoje ulubione danie. Placuszki z rodzynkami. Tak im posmakowały, że później za każdym razem je przygotowywaliśmy.
Ale po Wattsach w Zaborku zostanie trwały ślad. – Żona wpadła na pomysł, aby zasadzili drzewa. I tak rosną od 10 lat dęby kolumnowe. Maja już kilka metrów. Zapaliłem znicz tuż obok, gdy dowiedziałam się o śmierci Wattsa – przyznaje pan Arkadiusz.
Wizytom Anglików od początku towarzyszyła Alina Sobieszak, która dzisiaj zajmuje się branżowym Araby Magazine, a w przeszłości pracowała w firmie Animex, organizującej wówczas aukcje koni. – Znałam ich od lat 90-tych. To właściwie był zaszczyt, że mogłam im towarzyszyć zarówno podczas aukcji, jak i indywidualnych wizyt. Lubili tu wracać – wspomina Sobieszak. W jej zbiorach zostało mnóstwo wspólnych zdjęć. – Bywali u mnie w Janowie i Warszawie. Wiele godzin z nimi spędziłam na rozmowach, nie tylko o koniach. Oni kochali zwierzęta. Na przykład Shirley miała w domu również charty, które wylegiwały się na kanapach. Wiele z nich adoptowała – opowiada nasza rozmówczyni. – Pamiętam, że mówili o podroży do Afryki, na safari. Zrobiłam wtedy wielkie oczy. A Charlie odparł, że „to było safari fotograficzne”.
Niemal zawsze jej towarzyszył w Polsce. – Pamiętam, że pewnego razu Shirley przyleciała tylko z menagerem, bo Charlie miał wtedy nagrania z zespołem. Następnego dnia odwiozłam ją na Służewiec. I nagle mój mąż zauważył Charliego. Odparł wówczas, że ma krótką przerwę w nagraniach i dlatego przyleciał, by pobyć z żoną. Piękny gest – dodaje Alina Sobieszak. Z kolei gdy dziennikarze prosili go w Janowie o wywiady przed kamerą, zwykł odpowiadać: „Tu w Janowie jestem mężem swojej żony. Konie to domena Shirley”.
Ostatni raz para gościła w Polsce w 2018 roku w podkrakowskich Michałowicach, gdzie odbywała się aukcja koni.